Sprawa Amber Gold wraca na wokandę. Sąd Apelacyjny w Warszawie rozstrzygnie, czy państwo zapłaci odszkodowania poszkodowanym w jednej z najgłośniejszych afer III RP - pisze we wtorek "Dziennik Gazeta Prawna".

Sprawa dotyczy powództwa grupowego przeciwko Skarbowi Państwa, wytoczonego przez 204 poszkodowanych przez Amber Gold. Twierdzą oni, że gdyby organy ścigania właściwie zareagowały na sygnały o nieprawidłowościach w spółce kierowanej przez Marcina P., jej przestępcza działalność zostałaby ukrócona szybciej. Dotychczasowi klienci wycofaliby ulokowane pieniądze, a nowi nie zawieraliby umów.

20 mln zł zasądzone. Co na to Sąd Apelacyjny?

"Stanowisko to podzielił Sąd Okręgowy w Warszawie nieprawomocnym wyrokiem z 1 lipca 2022 r. (sygn. akt XXV C 1614/16), zasądzając na rzecz powodów ponad 20 mln zł. Wkrótce w tej kwestii wypowie się Sąd Apelacyjny w Warszawie" - podano w artykule.

Możemy w nim także przeczytać, iż "z uzasadnienia wyroku I instancji wynika, że sąd uznał za spełnione przesłanki odpowiedzialności deliktowej Skarbu Państwa. Przeanalizował również działania i zaniechania prokuratury, począwszy od grudnia 2009 r., kiedy to Komisja Nadzoru Finansowego w zawiadomieniu o możliwości popełnienia przestępstwa drobiazgowo opisała przedmiot działalności Amber Gold i związane z tym wątpliwości".

W ocenie sądu, prokurator powinien był zażądać wydania przez spółkę dokumentów o 391 dni wcześniej, a w konsekwencji mógł przedstawić Marcinowi P. zarzuty już w lutym 2011 r.

Spółka działała dalej

W uzasadnieniu podano, że informacje o tym fakcie podawane przez media mogłyby spowodować masowe likwidowanie lokat i doprowadzić do utraty płynności finansowej oraz zaprzestania prowadzenia działalności przez Amber Gold w hipotetycznej dacie 1 marca 2011 r. Tymczasem spółka działała dalej. 

Dopiero 16 sierpnia 2012 r. prokurator postanowił przedstawić zarzuty jej prezesowi, co faktycznie poskutkowało masowym wypłacaniem pieniędzy przez klientów i upadłością Amber Gold. Poszkodowani odzyskali od syndyka tylko część pieniędzy, które ulokowali w piramidzie.

"Bezprawne zaniechanie jednostek prokuratury doprowadziło zatem do powstania szkody majątkowej u członków grupy, którzy dokonali wpłat na rzecz Spółki w okresie od 1 marca 2011 r. do 16 sierpnia 2012 roku. (...) Gdyby prokuratura działała zgodnie z procedurą karną, z wysokim stopniem prawdopodobieństwa Spółka faktycznie zakończyłaby swoją działalność na przełomie lutego i marca 2011 r., a nie w sierpniu 2012 r. Tym samym członkowie grupy nie mogliby lokować swoich środków pieniężnych w produkty inwestycyjne oferowane przez Spółkę" - przedstawia "DGP" konkluzję sądu I instancji.

Wyrok w zakresie niewielkiej części oddalonych roszczeń zaskarżył reprezentant grupy poszkodowanych. Dalej idącą apelację złożył Skarb Państwa, reprezentowany przez Prokuratorię Generalną RP. Jak dowiedział się dziennik, w jej apelacji zostały podniesione zarzuty zarówno natury procesowej, jak i materialnoprawnej, w tym wskazano "brak podstaw do przypisania Skarbowi Państwa odpowiedzialności odszkodowawczej". Prokuratoria kwestionuje m.in. bezprawność zaniechań prokuratury oraz związek przyczynowy między postawieniem zarzutów prokuratorskich Marcinowi P. a zaprzestaniem działalności Amber Gold.

Kusili klientów wysokim oprocentowaniem

Amber Gold to firma, która miała inwestować w złoto i inne kruszce. Działała od 2009 r., a klientów kusiła wysokim oprocentowaniem inwestycji - od 6 proc. do nawet 16,5 proc. w skali roku - które znacznie przewyższało oprocentowanie lokat bankowych. 13 sierpnia 2012 r. firma ogłosiła likwidację, a tysiącom klientów nie wypłaciła powierzonych jej pieniędzy ani odsetek od nich.

Prokuratura Rejonowa Gdańsk-Wrzeszcz zajmowała się sprawą Amber Gold od końca 2009 r. po tym, gdy KNF złożyła zawiadomienie, że firma ta prowadzi działalność bankową bez zezwolenia. Sprawę początkowo umarzano i zawieszano. Śledztwo zostało przejęte przez gdańską prokuraturę okręgową w czerwcu 2012 r. i dopiero ta prokuratura postawiła w sierpniu 2012 r. Marcinowi P. pierwszy zarzut.