​Syn prezesa Najwyższej Izby Kontroli Mariana Banasia został zatrzymany przez Centralne Biuro Antykorupcyjne w Małopolsce. Razem z nim w ręce służb wpadł dyrektor Izby Skarbowej w Krakowie. Chodzi o śledztwo prowadzone w sprawie fałszywych oświadczeń majątkowych składanych przez osobę pełniącą funkcję publiczną.

Funkcjonariusze CBA na terenie Małopolski przeprowadzili dwie akcje. Najpierw zatrzymali Jakuba Banasia, społecznego doradcę i syna prezesa NIK. Marian Banaś na Twitterze napisał, że do zatrzymania doszło, gdy jego syn wracał z urlopu.

Mój syn został dziś zatrzymany ok. godziny 13:30 na lotnisku Kraków Balice, gdy w towarzystwie małżonki wracał z urlopu. Zatrzymania dokonali funkcjonariusze krakowskiej delegatury CBA - napisał Banaś.

W ręce służb wpadł także dyrektor Izby Skarbowej w Krakowie Tadeusz G.

Jak przekazała Prokuratura Regionalna w Białymstoku, postępowanie, w ramach którego doszło do zatrzymań, zostało zainicjowane przez zawiadomienia złożone przez CBA, Generalnego Inspektora Informacji Finansowej oraz grupę posłów z klubu Koalicji Obywatelskiej.

Tadeusz G. ma usłyszeć sześć zarzutów. Prokuratura Regionalna w Białymstoku przekonuje, że od grudnia 2018 do lutego 2021 roku kilkakrotnie przekazywał Marianowi Banasiowi informacje objęte tajemnicą skarbową. Jak wyjaśniono, "dotyczyły one czynności prowadzonych przez funkcjonariuszy CBA, a także czynności służbowych prowadzonych przez Urząd Skarbowy Kraków Stare - Miasto w zakresie nieujawienia źródeł przychodów przez Mariana Banasia oraz Urząd Skarbowy Kraków - Podgórze w zakresie kontroli wobec ustalonej osoby".

"Dwa spośród zarzutów wobec Tadeusza G. dotyczą niedopełnienia obowiązków służbowych poprzez zaniechanie złożenia zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa w związku z uzyskaniem informacji o przedłożeniu w lipcu 2017 r. w Urzędzie Skarbowym Kraków - Podgórze podrobionej faktury, stanowiącej rozliczenie dofinansowania uzyskanego ze środków publicznych, a także powzięciem informacji o niezłożeniu sprawozdania finansowego za rok 2019 r. przez spółkę reprezentowaną przez Jakuba B." - wyjaśniła prokuratura.

W sprawie Jakuba Banasia śledczy napisali, że "przeprowadzona przez CBA analiza operacji finansowych, polegających m.in. na dokonaniu przez Mariana Banasia przysporzeń na rzecz Jakuba B. oraz udzielaniu mu pożyczek, a także podjęte czynności procesowe, m.in. oględziny korespondencji mailowej zapisanej w komputerze zabezpieczonym u Jakuba B., wskazały na popełnienie przez niego szeregu przestępstw".

Syn Mariana Banasia usłyszy siedem zarzutów, w tym dwa dotyczące oszustw w związku z wyłudzeniem w 2016 roku środków z Narodowego Funduszu Rewaloryzacji Zabytków Krakowa. Miał otrzymać 120 tys. zł na realizację prac renowacyjnych w kamienicy - śledczy przekonują, że dofinansowanie zostało wyłudzone na rzecz spółki reprezentowanej przez syna prezesa NIK i jego żonę. Jakub Banaś miał posłużyć się podrobionymi fakturami VAT (potwierdzającymi np. wykonanie robót budowlanych) oraz innymi dokumentami poświadczającymi nieprawdę.

Zarzuty obejmują także podrobienie umowy o wykonaniu robót budowlanych w kamienicy. Na realizację tego zadania miano wyłudzić dofinansowanie ze środków Skarbu Państwa. Białostoccy śledczy zarzucają mu też "popełnienie przestępstw skarbowych polegających na dwukrotnym posłużeniu się podrobionymi fakturami VAT na kwotę ponad 310 000 zł w celu rozliczenia powyższego dofinansowania i wyłudzenia podatku VAT w kwocie prawie 80 000 zł". 

Obrońca Jakuba B. o zatrzymaniu: Kompletnie niepotrzebne i trochę na pokaz

Reprezentujący Jakuba Banasia mecenas Dariusz Raczkiewicz na antenie TVN24 powiedział, że zatrzymanie syna szefa NIK było dużym zaskoczeniem, "ponieważ sytuacja opisana przez CBA, przez funkcjonariuszy, wskazuje na to, że to zatrzymanie było kompletnie niepotrzebne".

Przecież pan Jakub Banaś deklarował współpracę z organami ścigania, wielokrotnie udostępniał swoje miejsce zamieszkania, przeszukań, przekazywał dokumenty, które były niezbędne i nic nie wskazywało na to, że w jakikolwiek sposób będzie utrudniał inne czynności w postepowaniu, o którym doskonale wiedział, bo toczyło się ono i toczy się od 2019 roku - zaznaczył.

Podkreślał, że sprawa nie jest nowa. Po sygnaturze, która została mi udostępniona można ustalić, że to śledztwo zostało wszczęte w 2019 roku przez Prokuraturę Regionalną w Białymstoku - wskazał. W związku z tym, można powiedzieć, że to dzisiejsze zatrzymanie było chyba czynnością trochę na pokaz i trochę nieuzasadnioną z naszego punktu widzenia - ocenił.

Pytany o to, w jakich okolicznościach doszło do zatrzymania Jakuba B., mecenas Raczkiewicz opisał, że było to na lotnisku, kiedy syn szefa NIK wracał z urlopu ze swoją żoną. Czyli w miejscu publicznym, w miejscu dostępnym dla nieograniczonej liczby ludzi - podkreślił. Dodał przy tym, że wystarczyło przedstawić wezwanie do stawiennictwa i tego rodzaju działania, jakie zostały zastosowane, nie byłaby potrzebne.

W rozmowie padło także pytanie o treść stawianych zarzutów. Jak poinformowało w piątkowym komunikacie Centralne Biuro Antykorupcyjne, w śledztwie ustalono, że "drugi z zatrzymanych kilkukrotnie posługiwał się poświadczającymi nieprawdę dokumentami w toku prowadzonych rozliczeń z krakowskimi Urzędami Skarbowymi, jak również w celu uzyskania dofinansowania z Małopolskiego Urzędu Wojewódzkiego w Krakowie".

Przyznam się, że ta informacja jest dla mnie dużym zaskoczeniem - powiedział mec. Raczkiewicz. Chciałbym wiedzieć, jakiego rodzaju szkody zostały ujawnione przez prokuraturę, przez organy ścigania - dodał.

Prokuratura ściga Mariana Banasia

Na celowniku prokuratury jest też sam Marian Banaś. Prokurator generalny wystąpił do marszałek Sejmu z wnioskiem o uchylenie mu immunitetu.

Śledczy chcą Marianowi Banasiowi postawić kilkanaście zarzutów, w tym podania nieprawdy w oświadczeniach majątkowych i deklaracjach podatkowych. Banaś miał też nakłaniać zatrzymanego dziś dyrektora Izby Skarbowej w Krakowie do bezprawnego ujawnienia mu informacji na temat prowadzonych w jego sprawie czynności.

Według ustaleń śledczych Marian Banaś miał po prostu zaniżyć wartość swojego majątku w każdym z 10 składanych przez siebie oświadczeń majątkowych, które skontrolowała CBA. Łącznie chodzi o sumy 550 tys. zł. Poza tym miał tez zataić inwestycje w dzieło sztuki pochodzące od włoskiego artysty. "Za podanie nieprawdy w oświadczeniach o stanie majątkowym grozi do pięciu lat pozbawienia wolności" - przekazała Prokuratura Krajowa.

Rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn powiedział, że postępowania prowadzone wobec Banasia i jego syna są "stricte kryminalne". 

Przeszukania u syna prezesa NIK

Dom Jakuba B. był już wcześniej kilka razy przeszukiwany przez agentów CBA, którzy szukali dokumentów związanych z renowacją jego willi w Krakowie i rozliczeń podatkowych i księgowych firm, w których udziały miał syn prezesa NIK i jego żona.

W maju Jakub B. zawiadomił prokuraturę w sprawie serii maili o jego rzekomym samobójstwie - ktoś podszywający się pod niego twierdził, że B. popełni samobójstwo, wysadzając swój dom. Syn prezesa NIK twierdził, że mogli za tym stać ludzie służb specjalnych.

Jakub B. wskazywał, że policja późno zareagowała na te groźby. Dopiero po sześciu godzinach funkcjonariusze zaczęli weryfikować te informacje i zjawili się u matki Jakuba B., a następnie skontaktowali się z nim samym. 

Afery wokół Mariana Banasia

Problemy Mariana Banasia rozpoczęły się we wrześniu 2019 roku. "Superwizjer" TVN podał wówczas, że w należącej do Banasia i wynajmowanej przez niego kamienicy w Krakowie mieścił się pensjonat oferujący pokoje na godziny.

Ponadto, według "Superwizjera", Marian Banaś zaniżył w oświadczeniach majątkowych dochody z wynajmu kamienicy o powierzchni 400 metrów kwadratowych i dwóch mniejszych: wynajem miał przynosić szefowi NIK rocznie 65 700 złotych dochodu.

W reportażu mowa była także o powiązaniach ze stręczycielami.

Wkrótce potem Marian Banaś oświadczył, że nie zarządzał pokazanym w materiale "Superwizjera" hotelem, obecnie nie jest właścicielem nieruchomości, a materiał TVN odbiera "jako próbę manipulacji, szkalowania i podważania dobrego imienia". Pozwał TVN SA i autora materiału Bertolda Kittela, żądając przeprosin, sprostowania i wpłaty na cel społeczny.

Banaś wydał również oświadczenie, że wszystkie nieruchomości nabył "w sposób uczciwy i zgodny z prawem, w tym również kamienicę, która stała się powodem ataku na jego osobę".

Resort finansów zawiadomił w sprawie kamienicy prokuraturę. Podobne zawiadomienie złożył rzecznik Platformy Obywatelskiej Jan Grabiec. 

W związku z tą sprawą Centralne Biuro Antykorupcyjne dokonało licznych przeszukań w domu Mariana Banasia, siedzibie NIK i innych miejscach powiązanych z Banasiem. Szef Izby pisał nawet w tej sprawie do marszałek Sejmu Elżbiety Witek, twierdząc, że to "naruszanie konstytucyjnej zasady niezależności NIK".

Służby zainteresowały się także synem prezesa NIK.

W kolejnych miesiącach Marian Banaś i Najwyższa Izba Kontroli wydali serię raportów z kontroli w rządowych instytucjach, uderzających w kluczowe programy gospodarcze.

W dokumentach podważano kondycję budżetu, wskazywano na kreatywną księgowość rządu ws. obsługi długu publicznego, zwracano także uwagę na nieprawidłowości dotyczące tzw. tarczy antykryzysowej.

Głośna była także sprawa tzw. wyborów kopertowych, czyli wyborów prezydenckich z maja 2020 roku, które się nie odbyły, a kosztowały budżet państwa 70 mln złotych. Według NIK, nie było podstaw prawnych do tego, by premier Mateusz Morawiecki wydał Poczcie Polskiej i Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych jakiekolwiek polecenia związane z przygotowaniami i realizacją wyborów. Co więcej, Izba skierowała do prokuratury zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa przez premiera Mateusza Morawieckiego, wicepremiera Jacka Sasina i szefa MSWiA Mariusza Kamińskiego.

W przyszłym tygodniu natomiast Marian Banaś miał ujawnić nieprawidłowości dot. działań rządu w ramach zwalczania koronawirusa - chodzi o marnowanie publicznych pieniędzy np. przy produkcji maseczek i organizacji ochrony zdrowia.

Dodatkowo Marian Banaś miał ujawniać kolejne nieprawidłowości dot. nieudanej inwestycji, jaką miała być budowa elektrowni w Ostrołęce. W tej inwestycji utopiono grubo ponad miliard złotych.