Blisko trzy lata od katastrofy smoleńskiej odnaleziono kolejne przedmioty należące do jej ofiar. Komenda Główna Żandarmerii Wojskowej przyznaje, że prokuratura przekazała jej przedmioty pochodzące z miejsca tragedii – ustaliła "Gazeta Polska Codziennie".

To śledztwo nie spełnia żadnych standardów - mówią oburzeni pełnomocnicy rodzin. Jak to możliwe, że wciąż znajdują tam jakieś rzeczy, być może rzeczy babci. Przecież tyle osób miało skrupulatnie sprawdzać teren katastrofy. Dlaczego tego nie zrobiono? Nikt już nie ma szacunku do naszego bólu. Po raz kolejny przez błędy śledczych musimy od nowa przeżywać te trudne chwile - mówi Piotr Walentynowicz, wnuk Anny Walentynowicz. Rodzina byłej działaczki "Solidarności" wybiera się do siedziby Żandarmerii Wojskowej, aby ewentualnie zidentyfikować znalezione przedmioty. Podobnie zachowa się pozostałe 197 osób, które otrzymały w śledztwie smoleńskim status osoby pokrzywdzonej. Do wszystkich tych osób wystosowaliśmy już pismo informacyjne o wyznaczonych terminach okazania rzeczy i przedmiotów - mówi gazecie ppłk Marcin Wiącek.

Komenda Główna Żandarmerii Wojskowej przyznaje, że prokuratura przekazała jej przedmioty pochodzące z miejsca tragedii. To przedmioty ujawnione i odnalezione w toku trwania uzupełniających oględzin miejsca zdarzenia oraz wraku Tu-154M nr boczny 101, jakie prowadzone były pod nadzorem prokuratora Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie ppłk. Karola Kopczyka w dniach 17 września-12 października 2012 r. - mówi gazecie Jan Gęsich szef zarządu dochodzeniowo-śledczego Komendy Głównej Żandarmerii Wojskowej.

W połowie marca ubiegłego roku radio RMF FM informowało o burmistrzu Ursynowa, który podczas wizyty w Smoleńsku widział ukryte części prezydenckiego tupolewa i rzeczy osobiste ofiar katastrofy 10 kwietnia. Piotr Guział został zaprowadzony przez mieszkańca Smoleńska do garażu, w którym znajdowały się przedmioty. Mężczyzna, który pokazał polskiej delegacji rzeczy z katastrofy zgromadzone w garażu, twierdził, że odkupił wszystko od zbieraczy złomu. Za 250 rubli, czyli 25 złotych - opowiadał prawie rok temu burmistrz Ursynowa w rozmowie z RMF FM.