"Moja klientka jest niewinna. Dziecko zmarło z powodu wypadku. To nie było celowe działanie"- napisał w oświadczeniu mec. Marcin Szymonek, obrońca matki półrocznej Madzi.

"Po przeprowadzeniu analizy znanych mi okoliczności sprawy, a także po wysłuchaniu szczegółowej relacji Pani Katarzyny uważam, iż jest ona osobą niewinną stawianego jej zarzutu nieumyślnego spowodowania śmierci" - napisał adwokat w oświadczeniu. Jak podkreślił, jego klientka padła ofiarą medialnej nagonki.

Według mecenasa, przedstawione w poniedziałek wstępne wyniki sekcji zwłok wskazują, że śmierć dziecka była wynikiem nieszczęśliwego wypadku. Według biegłego, przyczyną śmierci Magdy był uraz głowy. Prokuratura poinformowała, że wstępne wyniki sekcji zwłok dziecka nie dają podstaw do zmiany zarzutów dla matki.

"Niestety w okolicznościach niniejszej sprawy, wskutek wyjątkowego splotu wydarzeń, doszło do tragedii. Jednakże z całą stanowczością podkreślam, iż brak jest jakichkolwiek podstaw, wskazujących aby wypadek ten był wynikiem zaniedbania, ani tym bardziej celowych działań Pani Katarzyny" - zaznaczył mecenas.

Prawnik uważa też, że wszystko, co wydarzyło się później było rezultatem wstrząsu wywołanego tragedią. "Nie może przecież dziwić, iż młoda matka, na oczach której umarło jej własne dziecko, działa nieracjonalnie. Dramat, który się wydarzył doprowadził do zdarzeń, które na pierwszy rzut oka wydawały się bulwersujące, ale w istocie stanowiły rezultat cierpienia i przerażenia osoby przeżywającej tragedię" - napisał obrońca.

Mec. Szymonek podkreślił, że jego klientka nie jest zdemoralizowana, niezwykle mocno przeżywa to, co się stało i obwinia się za tragedię.

"Zbulwersowany postępowaniem niektórych osób wypowiadających niepotrzebne i mocno krzywdzące opinie zwracam się o powściągliwość w wyrażanych opiniach i medialnych przekazach dotyczących Pani Katarzyny, jak również jej rodziny" - czytamy w oświadczeniu.

W specjalnym wywiadzie dla RMF FM Bartłomiej Waśniewski ojciec Madzi podkreśla, że kiedy pomagał żonie wynosić z mieszkania wózek z dzieckiem, ich córka jeszcze żyła. Pytany, czy wierzy w nieszczęśliwy wypadek, odpowiada: "Ciężko teraz powiedzieć, w co się wierzy". Przeczytaj pełny zapis rozmowy reportera RMF FM z Bartłomiejem Waśniewskim.

Nie wiem, co się stało. Nie było mnie wtedy z żoną w mieszkaniu. Z tego, co wiem, to ona wróciła do domu po pieluchy - opowiada Waśniewski. Twierdzi, że rozstali się z żoną "jakieś pięć minut po wyjściu z domu - "my skręciliśmy w lewo, żona poszła w prawo". On pojechał do rodziców po drzewo, a jego żona poszła pieszo do swojej matki. To wtedy miała wrócić do domu po pieluchy. Weszła na górę i widocznie wtedy musiało się to stać - mówi.

Ojciec Magdy podkreśla, że kiedy znosili z żoną wózek, Magda jeszcze żyła: Sąsiedzi nas widzieli. Nie wiem, skąd te domniemania, że mieliśmy z tym coś wspólnego. Pytany, czy wierzy w słowa żony, że to był nieszczęśliwy wypadek, odpowiada: Ciężko teraz powiedzieć, w co się wierzy. Przez tyle dni żyliśmy z rodziną w kłamstwie - i to takim bardzo perfidnym - opowiada.

Prokuratura o matce Magdy: To nie była próba samobójcza, tylko incydent

Wczoraj służba więzienna zdementowała informacje o próbie samobójczej matki Madzi. To po prostu nieprawda -powiedziała rzeczniczka tej służby Luiza Sałapa. Informację o tym, że do takiej próby doszło, przekazał dziennikarzowi RMF FM Krzysztof Rutkowski. Jak twierdził, Katarzyna W. wypiła detergent. Katowicka prokuratura potwierdziła natomiast jedynie, że w areszcie doszło do "incydentu".

Podejrzana poprosiła o kontakt ze Służbą Więzienną. Powiedziała, że połknęła proszek do mycia naczyń, który jest na wyposażeniu celi. Rutynowo na miejsce wezwano pogotowie. Nie stwierdzono zagrożenia życia ani zdrowia podejrzanej - poinformowała wczoraj rzeczniczka katowickiej prokuratury Marta Zawada-Dybek. Podkreśliła, że areszt nie potraktował tego jako próby samobójczej, a prokuratura nie widzi potrzeby prowadzenia postępowania wyjaśniającego w tej sprawie.

Rutkowski: Już wcześniej groziła samobójstwem

Krzysztof Rutkowski powiedział dziennikarzowi RMF FM, że Katarzyna W. już wcześniej groziła, że targnie się na swoje życie. W dniu, kiedy miała być poddana badaniu wariografem, również odgrażała się, że może dojść do samobójstwa. Chciała wyjść z domu, chciała uciec z domu. Doszło do awantury pomiędzy nią a Bartkiem (jej mężem), uderzyła go drzwiami w głowę - opowiadał Rutkowski. Według niego, nie można wykluczyć, że takie próby będą jeszcze przez nią podejmowane.

Katarzyna W. usłyszała zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci swojej półrocznej córki. Początkowo, po zniknięciu dziecka, twierdziła, że podczas spaceru z Magdą została zaatakowana i straciła przytomność, a kiedy się ocknęła, dziewczynki nie było już w wózku. Dziecka przez ponad półtora tygodnia poszukiwała specjalna policyjna grupa i detektywi. Ostatecznie Katarzyna W. przyznała, że dziecko nie żyje. Jak twierdziła, Magda wypadła jej z kocyka i uderzyła głową o próg sypialni. Później kobieta ukryła zwłoki.

Wstępne wyniki sekcji zwłok potwierdzają wersję matki

W poniedziałek przeprowadzono sekcję zwłok małej Magdy. Jej wstępne wyniki - jak podała prokuratura - nie dają podstaw do podważenia wersji matki o nieszczęśliwym wypadku. Według badań, Magda zmarła z powodu tępego urazu tylnej części głowy. Na razie wstępne wyniki sekcji zwłok nie dają więc podstaw do zmiany zarzutu, jaki postawiono Katarzynie W.

Prokuratorzy zlecili jednak wykonanie kolejnych badań. Nie wykluczają też, że zwrócą się do biegłych o kolejną opinię - co do mechanizmu powstania obrażeń u dziewczynki. W sobotę sąd aresztował Katarzynę W. na dwa miesiące, a decyzję tłumaczył obawą, że kobieta może utrudniać śledztwo. Śledczy nie wykluczyli też, że może próbować uciec.