Hydrolodzy z niepokojem myślą już o topniejących śniegach. Po tak obfitych opadach na południu kraju, w Czechach i na Słowacji wzrasta niebezpieczeństwo powodzi. Przy częstych zmianach temperatury mogą tworzyć się lodowe zatory, które będą zagrażać mostom i budowlom hydrotechnicznym.

Wisła w środkowym biegu na razie nie sprawia kłopotów. Rzeka jesz zamarznięta od Włocławka po Warszawę. Lód ma grubość około 20 centymetrów. Na razie nie przybywa go, bo jest izolowany przez dość grubą warstwę śniegu. Szef włocławskiej tamy, inżynier Zdzisław Meller najbardziej jednak obawia się nagłych zmian temperatury, kiedy lód zacznie się topić i ponownie zamarzać. takie "śródzimowe" roztopy tworzą duże ilości kry, która może powodować zatory lodowe. Są one szczególnie niebezpieczne właśnie dla budowli hydrotechnicznych. W dyspozycji włocławskiej tamy jest 8 lodołamaczy, które jeśli zajdzie taka potrzeba zaczną kruszyć lód. W ekstremalnych przypadkach do likwidacji zatorów mogą ruszyć także saperzy. Na razie jednak nic nie zapowiada takiej potrzeby.

Na śluzie w Przegalinie podwyższone pogotowie trwa już od wczoraj. Pracownicy tzw. "powodziowi" chodzą wzdłuż wałów i obserwują czy przypadkiem gdzieś nie piętrzy się kra: "Najbardziej narażonym na zatory miejscem jest ujście Wisły do morza, z uwagi na odkładające się piaski. Na samym ujściu są znaczne wypłycenia, na których często gromadzi się kra i tworzą się zatory. Takie zatory prawie corocznie są obserwowane, z tym że my na podstawie obserwacji uruchamiamy w odpowiednim czasie lodołamacze i te zatory likwidujemy" - powiedział Krzysztof Bagacki, szef śluzy. Tych lodołamaczy jest sześć, w pełnym pogotowiu cztery.

foto Archiwum RMF

12:15