Na krakowskim Zabłociu od kilku tygodni leży kilkaset beczek z trującymi odpadami. I choć po zabezpieczeniu pojemników, służby wojewody deklarowały natychmiastowe usunięcie składowiska, nic z nim nie zrobiono. Jak się okazuje, także w innej dzielnicy Krakowa leżą beczki z łatwopalnymi substancjami.

Beczki z trującymi substancjami leżą na krakowskim Zabłociu od kilku tygodni. Powód: nadal poszukiwany jest właściciel firmy EkoKrak, do której należy składowisko. Jak wyjaśnia Stanisław Siemek z małopolskiego urzędu wojewódzkiego, unieszkodliwienie substancji to wielkie koszty. Nie ma ich w budżecie wojewody. Robienie tego na koszt podatników było niesprawiedliwe.

To nie koniec. W innej dzielnicy Krakowa - Podgórzu - na terenie nieczynnej fabryki mebli również leży kilkadziesiąt beczek z łatwopalnymi substancjami. Ich też na razie nikt nie zamierza zutylizować. W tym przypadku zawiniła beztroska urzędników, którzy zgodzili się nie usuwać składowiska.

Choć Stanisław Siemek zaznacza, że pojemniki nie stanowią zagrożenia ekologicznego, okoliczni mieszkańcy mają inne zdanie. Wszystko paruje, my to wdychamy - tłumaczą.

Działania związane z usuwaniem niebezpiecznych krakowskich składowisk prowadzone są zgodnie z przepisami. Oby tylko sztywne trzymanie się procedur nie doprowadziło do ekologicznej katastrofy.

Dodajmy, że od kilku dni temperatura w Krakowie przekracza 30 stopni. Niekontrolowany wyciek lub wybuch niebezpiecznych substancji wydaje się kwestią czasu...

12:25