Hobbici, elfy, czary i siły ciemności - jeden z najbardziej oczekiwanych filmów tego roku będzie można zobaczyć w polskich kinach już tej nocy. "Władca Pierścieni", ekranizacja pierwszej części trylogii Johna Tolkiena, już zdobyła uznanie krytyki - zarówno polskiej, jak i zagranicznej . Film został nominowany do Oskarów aż w trzynastu kategoriach.

Nawet najwięksi i najbardziej krytyczni fani twórczości Tolkiena, na premierę filmu czekali bardzo niecierpliwie. Niektórzy, żeby zobaczyć „Władcę Pierścieni” wcześniej organizowali wyprawy niczym tytułowa drużyna pierścienia, np. do Berlina. Pierwsze wrażenia: piękny fascynujący i magiczny – takie recenzje pojawiają się na poświęconych twórczości Tolkiena stronach internetowych. Nawet wymuszone przez scenarzystów i producentów zmiany i uproszczenia nie psują ducha powieści – ocenia współtwórca jednego z tolkienowskich portali Piotr Siennicki: „Jeśli po obejrzeniu filmu człowiek wychodzi i zaczyna przeżywać to w swoich myślach raz za razem, tzn. że film został zrobiony dobrze”. Zawodowi krytycy zwracają uwagę na dbałość o szczegóły. Na planie filmu pracowali konsultanci językowi pilnujący, żeby aktorzy mówili z właściwym akcentem i nie przekręcali nazw i imion. Plenery zapierają dech w piersiach. Śródziemie wygląda jak niemal namalowane przez samego Tolkiena. Film kosztował prawie 300 milionów dolarów, ale magia która aż bije z ekranu to nie tylko zasługa efektów specjalnych – mówi Andrzej Kołodyński z miesięcznika „Kino”, prywatnie także miłośnik Tolkiena: „Albo się daję porwać temu co jest na ekranie, albo dostrzegam od początku jakieś słabości. W tym wypadku całkowicie dałem się temu filmowi wchłonąć i uważam, że jest to naprawdę dobra rzecz”. „Władca Pierścieni” może bardzo spodobać się także tym widzom, którzy trylogii Tolkiena jeszcze nie czytali.

foto Archiwum RMF

21:10