Po kilku tygodniach zbiórki na koncie fundacji na rzecz filmu "Wołyń" jest już ponad 300 tys. złotych. To zaledwie 12 proc. kwoty, którą chcą zdobyć twórcy, by móc dokręcić brakujące sceny.

Po kilku tygodniach zbiórki na koncie fundacji na rzecz filmu "Wołyń" jest już ponad 300 tys. złotych. To zaledwie 12 proc. kwoty, którą chcą zdobyć twórcy, by móc dokręcić brakujące sceny.
Wojciech Smarzowski na planie "Wołynia" /PAP/Wojciech Pacewicz /PAP

Premiera filmu Wojciecha Smarzowskiego o rzezi wołyńskiej jest planowana na październik 2016 roku. Wciąż nie udało się jednak nakręcić kilku ważnych scen. Twórcy założyli fundację, za pośrednictwem której zbierają pieniądze na ten cel. Chodzi o 2,5 mln złotych.

"Jesteśmy po pierwszych pokazach aktualnej wersji montażowej i mamy prawo sądzić, po ocenach widzów, że powstaje film znakomity i ważny. Byłoby niepowetowaną stratą, gdyby zamierzony kształt filmu musiał zostać ograniczony ze względu na niedobór środków finansowych" - podkreślają twórcy filmu w komunikacie opublikowanym na stronie fundacji.

W obsadzie "Wołynia" są m.in. Michalina Łabacz, Iza Kuna, Lech Dyblik, Janusz Chabior, Arkadiusz Jakubik i Jacek Braciak. Za zdjęcia odpowiada Piotr Sobociński jr.

Według planów, filmowcy mieli wrócić na plan na przełomie kwietnia i maja. Na razie nie wiadomo, czy ze względu na zebranie niewielkiej części potrzebnej kwoty dokręcanie brakujących scen nie zostanie odsunięte w czasie.

"Wołyń" jest obrazem dofinansowanym przez Polski Instytut Sztuki Filmowej - twórcy dostali maksymalną możliwą kwotę, czyli 6 milionów złotych.

Wpłaty bezpośrednio na konto Fundacji na rzecz Filmu WOŁYŃ:

Numer konta Fundacji (ING Bank Śląski):

Konto główne: 40 1050 1012 1000 0090 3086 2941

IBAN – PL 40 1050 1012 1000 0090 3086 2941

Swift code: INGBPLPW

Konto walutowe (euro): 66 1050 1012 1000 0090 3086 2958

IBAN – PL 66 1050 1012 1000 0090 3086 2958

Swift code: INGBPLPW

Siłą rzeczy ten film kosztował mnie bardzo dużo emocji, ale to są emocje rozłożone na 3,5 roku - mówił o "Wołyniu" Wojciech Smarzowski. Mocno mną trzepnęło jak czytałem te relacje, jak zacząłem w ogóle myśleć o tym, żeby napisać scenariusz, później w trakcie pisania tego scenariusza to te emocje gdzieś pochowałem - wykonałem, zrobiłem scenariusz, później te emocje oczywiście pojawiały się przy realizacji scen zwłaszcza tych ekstremalnych, bo takie też były. Ale są to emocje rozłożone na lata, natomiast aktor wchodzi na plan i te emocje są dużo większe, ale w krótszym czasie jakoś rozłożone - tłumaczył. Mówimy cały czas o ludobójstwie na Kresach, ale tak naprawdę to jest film o miłości, to jest film naprawdę o miłości w czasach nieludzkich. Wydaje mi się, że widz, który pójdzie na ten film dostanie bardzo dużą porcję emocji i wzruszeń, nie tylko wiedzy na temat tamtych czasów, w tym sensie to jest jakieś takie współczesne przeżycie - podkreślał reżyser.

(MN)