„Założenie, że jak zrobimy kontrowersyjny spektakl, to niszczymy wspólnotę i kalamy gniazdo jest bezsensowne” – stwierdził Jan Klata dyrektor Narodowego Starego Teatru podczas zorganizowanej w Krakowie debaty o idei teatru narodowego. Podkreślił, że teatr odwołuje się do tekstu literackiego, ale też do konfliktów wciąż tkwiących w społeczeństwie. "Wyciągamy te konflikty po to, żeby być może społeczeństwo było w stanie je rozwiązać" - wyjaśnił.

Według Klaty, praca w teatrze posługującym się przymiotnikiem "narodowy" to zobowiązanie do tego, żeby iść pod prąd. Bardzo często w myśleniu o kulturze, o teatrze, np. o Konradzie Swinarskim mamy do czynienia z nurtem zorganizowanej nostalgii, z pewnym rodzajem używania wielkich rewolucjonistów teatru jako młota na to wszystko, co się nowego zdarza, co jest nie do końca uładzone i rozpoznane - powiedział. We współczesnym teatrze, cokolwiek by nie powiedzieć na temat rangi literatury, faktem jest i trzeba to powtarzać, także w świetle ostatnich wydarzeń, że teatr nie jest ilustracją literatury. Spektakl teatralny jest autonomicznym wydarzeniem artystycznym i nie jest z zasady służebny wobec dzieła literackiego - zaznaczył.

Dyrektor krakowskiej sceny podkreślił, że jego zdaniem kontrowersyjny spektakl nie może być uznawany za narzędzie niszczenia wspólnoty. To jest szczepionka przeciwko temu, co mogłoby się zdarzyć, a co już zdarza się na Węgrzech. Ostatni bastion węgierskiego teatru sensownie analizującego rzeczywistość padnie w Sylwestra, bo odchodzi dyrektor Katony. Tam już się pali książki takich autorów, którzy kalają gniazdo - mówił Klata. Jeśli my nie będziemy troszkę tej szczepionki tutaj wpuszczać, to nagle może się okazać, że to samo się zdarzy i model węgierski - tak ochoczo i tęsknie wypatrywany przez pewne kręgi polityczne w naszym kraju - może się zrealizować na polu sztuki, niekoniecznie w sposób dla sztuki i społeczeństwa sensowny - ostrzegł.

(mn)