Cannes nie lubi Ameryki, Ameryka nie lubi Cannes. Tak w skrócie można streścić tegoroczny festiwal filmowy. Nie brak na nim antyamerykańskich wystąpień. Z kolei amerykańscy dystrybutorzy nie chcą kupować pokazywanych na festiwalu filmów.

Podczas tegorocznego festiwalu duński reżyser Lars von Trier w swoim ostatnim filmie "Dogville" ostro skrytykował Amerykę. Z kolei irańska reżyserka stwierdziła, że prezydent George W. Bush jest amerykańskim talibem.

Jest jednak także druga strona medalu. Okazuje się, że amerykańscy dystrybutorzy nie chcą kupować filmów, pokazywanych w tym roku w Cannes. Nie jest to jednak – jak by się mogło wydawać – amerykański bojkot, a czysty biznes.

Amerykańskie studia filmowe głównie starają się przynosić dochód. W ciągu ostatnich lat zyski, które czerpią z dystrybucji zagranicznych filmów, przynoszą im prawie połowę zarobionych pieniędzy. Mimo konkurencji innych festiwali Cannes nadal pozostaje najważniejszym miejscem, gdzie kupuje się filmy. To tam w ubiegłym roku zakupiono „Pianistę” Romana Polańskiego.

Jak donosi jednak prasa w USA, tegoroczny festiwal po prostu rozczarowuje. Przedstawiciele studiów filmowych masowo wychodzą z projekcji w przekonaniu, że filmy się nie sprzedadzą.

Nie znaczy to jednak, że zakupów nie będzie wcale. Prawie na pewno znajdzie dystrybutora, uważany za antyamerykański obraz, „Dogville” Larsa von Triera. Parę innych filmów też wywołało zainteresowanie.

Dominuje jednak przekonanie, że oferta jest słaba. Dystrybutorzy nie boją się nawet kina artystycznego, pod warunkiem, że będzie na tyle atrakcyjne, by widzowie chcieli je w ogóle oglądać.

Najwyraźniej jednak na wielką inwazję europejskiego kina na amerykańskie ekrany w tym roku nie ma co liczyć.

FOTO: Archiwum RMF

23:05