Na poziomie garaży w budynku mieszczącym biura członków Izby Reprezentantów Kongresu USA słychać było odgłosy strzałów. Antyterroryści i agenci Secret Service nie znaleźli jednak żadnych dowodów potwierdzających zajście.

Na razie nie ma informacji o tym, kto strzelał i dlaczego. Nie ma także doniesień o rannych. Agenci nie znaleźli również żadnego fizycznego dowodu, że strzały rzeczywiście padły.

Policja oficjalnie poinformowała, że alarm wywołał jeden anonimowy telefon od osoby, która miała słyszeć strzały. Reakcja władz była błyskawiczna. Już kilkanaście minut po telefonie Kapitol został odcięty i rozpoczęto kontrolę gmachu.

Z nieoficjalnych doniesień wynika, że dwie kobiety zeznały, jakoby widziały w budynku uzbrojonego mężczyznę. Pojawiły się też informacje, że z gmachu wyprowadzono inną, zakutą w kajdanki kobietę. Policjanci tych doniesień jednak nie potwierdzają.

Wygląda więc na to, że sprawa nie jest bardzo poważna. Dodajmy, że po informacjach o strzałach, obradujący w budynku Senat nie przerwał nawet posiedzenia.