To nie Czeczeni, ale mieszkańcy Nalczyku i Kabardyno-Bałkarii dokonali krwawego najazdu na miasto w ostatni czwartek - twierdzą rosyjskie władze. Większość terrorystów mieszkała w sąsiedztwie.

Zabitych napastników rozpoznawali milicjanci i przechodnie, i nie było to takie trudne. Nalczyk to 300-tysieczne miasto i ludzie się znają. Brat jednego z bandytów pracował w szturmowanym komisariacie i zwolnił się z pracy trzy dni wcześniej.

Wczoraj doszło do manifestacji krewnych zabitych, którzy domagali się od przedstawicieli władz, by wydali ich ciała. W Rosji ciał terrorystów nie wydaje się krewnym, ale mimo to niektórzy z manifestantów przyznawali, że ich bliscy brali udział w ataku na miasto. Informacje te potwierdzają także ministrowie spraw wewnętrznych i obrony Rosji, którzy twierdzą, że do rebelii doszło ze strachu - służby specjalne były na tropie ekstremistycznej organizacji.