Krytycy administracji Donalda Trumpa próbują powiązać powódź w Teksasie z redukcją tysięcy miejsc pracy w Narodowej Agencji ds. Oceanów i Atmosfery. Gdy nad Teksas nadciągały burze, biuro National Weather Service (NWS) na nocnej zmianie miało zaledwie pięciu pracowników. Rzeczniczka Białego Domu Karoline Leavitt odrzuca jednak próby obwinienia winą prezydenta Trumpa, stwierdzając, że powódź "to był akt Boga". Tymczasem prognozy meteorologiczne nie pozostawiają złudzeń: w najbliższych dniach region mają nawiedzić kolejne intensywne burze i ulewy, które mogą doprowadzić do nowej katastrofy.
- Ponad 100 ofiar śmiertelnych i dziesiątki zaginionych - dramatyczna powódź, która nawiedziła środkowy Teksas w Święto Niepodległości szczególnie dotknęła hrabstwo Kerr i obóz letni Camp Mystic.
- Krytycy obwiniają administrację Trumpa za cięcia w Narodowej Agencji ds. Oceanów i Atmosfery; Biały Dom odpowiada: "To był akt Boga".
- Po latach zaniedbań lokalne władze zapowiadają wprowadzenie syren alarmowych w hrabstwie Kerr najpóźniej latem 2026 roku.
- Narodowa Służba Meteorologiczna ostrzega przed nowymi intensywnymi opadami, które mogą pogłębić skalę katastrofy.
Środkowy Teksas zmaga się ze skutkami dramatycznej powodzi, która nawiedziła region w piątek 4 lipca. Liczba ofiar śmiertelnych wzrosła już do ponad 100 osób, a wiele wciąż uznaje się za zaginione. Ekipy ratunkowe nieprzerwanie przeszukują zalane i zabłocone tereny nad rzeką Guadalupe, choć nadzieje na odnalezienie ocalałych cztery dni po katastrofie są coraz mniejsze.
Najtragiczniejsza sytuacja panuje w hrabstwie Kerr, gdzie gwałtowne wezbranie rzeki pochłonęło życie co najmniej 84 osób, w tym 56 dorosłych i 28 dzieci. Lokalne służby poinformowały, że tożsamości 22 dorosłych i 10 dzieci wciąż nie udało się ustalić.
Wśród ofiar znalazły się uczestniczki i opiekunowie chrześcijańskiego obozu letniego Camp Mystic. Władze obozu potwierdziły śmierć co najmniej 27 osób, a dziesięć dziewcząt i jeden opiekun pozostają zaginieni. Szczególnie poruszająca jest historia 70-letniego Richarda Eastlanda, współwłaściciela i dyrektora ośrodka, który zginął, próbując ratować dzieci. Zmarł jako bohater. Cała społeczność będzie za nim tęsknić - powiedział lokalny pastor Del Way w rozmowie z BBC.
Najnowsze prognozy wskazują na kolejne groźne zjawiska atmosferyczne, które nadciągają nad Teksas.
Katastrofa stała się również przedmiotem politycznych kontrowersji. Krytycy administracji Donalda Trumpa zarzucają, że wcześniejsze cięcia budżetowe w Narodowej Agencji ds. Oceanów i Atmosfery (NOAA), nadrzędnej wobec National Weather Service (NWS odpowiada za codzienne prognozy pogody i alerty), mogły wpłynąć na skuteczność ostrzeżeń i reakcji służb. Biały Dom zdecydowanie odpiera te oskarżenia, twierdząc, że pięciu pracowników NWS to typowa liczba na nocnej zmianie.
(Powódź - przyp. RMF FM) To był akt Boga. Narodowa Służba Meteorologiczna zrobiła, co do niej należało - stwierdziła rzeczniczka Białego Domu Karoline Leavitt, dodając, że lokalne biuro NWS w Austin-San Antonio już dzień wcześniej wysłało do mieszkańców liczne ostrzeżenia o powodzi w nocy i o świcie.
Sam Donald Trump, który zapowiedział wizytę w Teksasie jeszcze w tym tygodniu, nazwał katastrofę "stuletnią powodzią" i zaznaczył, że nie obwinia prezydenta Joe Bidena za skutki tragedii. Nie obwiniałbym za to Bidena. Powiedziałbym po prostu, że to katastrofa stuletnia.
Z kolei senator Ted Cruz zaapelował o powstrzymanie się od politycznych oskarżeń. To nie czas na szukanie winnych. Teraz najważniejsza jest pomoc ofiarom - powiedział w poniedziałek.
Katastrofa ponownie zwróciła uwagę na niewystarczający system ostrzegania w hrabstwie Kerr. Choć temat był przedmiotem lokalnych debat przez niemal dekadę, dotąd nie znaleziono środków finansowych na ten cel. Po ostatnich wydarzeniach lokalna działaczka Nicole Wilson zainicjowała petycję w tej sprawie. Wicegubernator Teksasu Dan Patrick przyznał, że taki system mógłby uratować życie i zapowiedział jego wdrożenie do lata przyszłego roku.
Z całego świata napływają słowa wsparcia dla mieszkańców Teksasu. Król Karol III wystosował do prezydenta Trumpa list, w którym wyraził głęboki smutek i współczucie dla rodzin ofiar. Ambasada brytyjska w Waszyngtonie poinformowała, że monarcha "złożył najszczersze kondolencje wszystkim, którzy stracili bliskich".


