Kilkuset zwolenników demokratycznej Białorusi spędziło kolejną lodowatą noc w namiotach na Placu Październikowym w centrum Mińska. Wśród demonstrantów był przywódca opozycji Aleksander Milinkiewicz.

W rozmowie z rosyjskimi dziennikarzami przyznał, że samymi wiecami nie sposób obalić reżimu - konieczna jest determinacja całego narodu. Na razie jednak nawet w sercu protestu widać, że wielu Białorusinów ignoruje protest.

Na placu słychać było okrzyki „Niech żyje Białoruś”; kakofonię białoruskiego popu i utworów zakazanych przez reżim. Prawie całą jego powierzchnię zajmuje lodowisko wielkości boiska piłkarskiego. Jeszcze na lodzie i tuż za nim widać tłumy opozycjonistów, a na tafli wspaniała zabawa i popisy amatorów łyżwiarstwa: Często tu jeżdżę na łyżwach. To że sto metrów dalej jest polityczny mityng? No cóż - ludzie przedstawiają swój punkt widzenia. Mnie to nie przeszkadza, to ich problem - mówi jeden z łyżwiarzy.

Dziś i jutro koło tego lodowiska tłumów nie będzie. Opozycja zbiera siły na sobotę i zdecydowano o odwołaniu do tego czasu wieców przeciwko wyborczym fałszerstwom. Na placu pozostanie tylko kilkanaście namiotów i około setki najwytrwalszych, którzy mają dość rządów Łukaszenki. Są obawy przed akcją milicji. Wiele osób już zatrzymano i skazano na dziesięć, piętnaście dni aresztu praktycznie za nic - za to, że chcieli byc wolni, ale zostaniemy tutaj i będziemy walczyć - mówią protestujący. Demonstranci mają jednak nadzieję, że powoli rozrastające się miasteczko namiotowe przekona więcej ludzi do wyjścia na ulice.