120 osób zatrzymano po protestach organizowanych w Mińsku przez opozycję. Mimo to kilkaset osób wciąż koczuje na Placu Październikowym, a opozycjoniści wzywają do kolejnych protestów.

Po południu protestujących odwiedził lider opozycji Aleksander Milinkiewicz. - Młodzi zostali tu przez całą noc. Nie było tu wystarczająco dużo jedzenia, nie było ciepłego ubrania, a oni jednak wytrzymali - powiedział w rozmowie ze specjalnym wysłannikiem RMF, Krzysztofem Zasadą. Opowiadał, że kiedy we wtorek rano wracał, dostrzegł, że protestujący są już zmęczeni ale szczęśliwi.

Milinkiewicz tłumaczy, że na Plac nie przychodzą służby bezpieczeństwa, które obawiają się kamer. Ludzie byli zatrzymywani w przejściach podziemnych, za blokami i karani zupełnie bezpodstawnie – mówi polityk. Tylko w nocy z poniedziałku na wtorek ujęto 108 osób. Na Białorusi zatrzymano także posła PiS Jarosława Jagiełłę. KGB zarzuca mu m.in. udział w nielegalnym zgromadzeniu.

Wieczorem w centrum Mińska ponownie zgromadził się tłum protestujących – w czasie wiecu zaplanowano koncerty zakazanych na Białorusi zespołów. Na Plac Październikowy przyszło także wielu unijnych dyplomatów akredytowanych przy Białorusi.

Teraz jednak opozycja będzie zbierać siły na sobotni wielki marsz z okazji rocznicy proklamowania Ludowej Republiki Białorusi. Powodem odwołania wieców w kolejnych dniach jest także pogoda – silny mróz i padający śnieg. Nie oznacza to, że z centralnego placu Mińska zniknie miasteczko namiotowe, które jest młodzieżowym protestem przeciwko działaniom władzy - mówi rzecznik Milinkiewicza.

Według danych białoruskiej Centralnej Komisji Wyborczej, Aleksander Łukaszenka zdobył ponad 82 procent głosów. Tych wyników nie uznały Stany Zjednoczone i Parlament Europejski, zaś OBWE stwierdziła, że głosowanie nie spełniało standardów międzynarodowych. Unia Europejska z kolei nie wyklucza nałożenia sankcji na Mińsk.