Prawdopodobnie nikt nie przeżył wczorajszej katastrofy samolotu pasażerskiego w okolicach Miami. Maszyna, na pokładzie której znajdowało się 20 osób, w tym troje dzieci, runęła do wody i zatonęła.

Do tej pory odnaleziono ciała 19 osób. Zdaniem świadków maszyna eksplodowała w powietrzu zaraz po starcie. Samolot wpadł do Government Cut - kanału wejściowego do portu Miami. Szczątki lężą w płytkiej wodzie niedaleko nabrzeża. W powietrzu nastąpił potężny wybuch, był wielki kłąb dymu. Potem maszyna spadła spiralą w dół - mówił jeden ze świadków.

Z tego powodu do prowadzonego śledztwa dołączyli agenci FBI.

Jednak - jak oświadczyła rzeczniczka FBI w Miami - nic nie wskazuje na to, aby przyczyną katastrofy był atak terrorystyczny.