Już od tygodnia na arabsko-murzyńskich przedmieściach Paryża trwają nocne starcia z policją. Młodzieżowe bandy spaliły już ponad ćwierć tysiąca samochodów, rabują sklepy i dewastują lokale publiczne.

Tej nocy podpalono co najmniej 40 samochodów, dwa autobusy, zdemolowano dwie szkoły, pocztę i centrum handlowe. Na ulicach płonęły śmieci. Policja kilkakrotnie starła się z grupami młodych wandali w prefekturze Seine-Saint Denis. Demonstranci na kilka godzin zablokowali komendę policji w Aulnay- sous-Bois.

Zamieszki wybuchły w zeszłym tygodniu na ulicach Clichy-sous-Bois po tragicznej śmierci dwóch nastolatków, którzy zginęli, kiedy ukryli się w transformatorze uciekając przed policją. Trzeci z uciekających z nimi chłopców został ranny.

Następnie niepokoje objęły kolejne miejscowości, głównie zamieszkałe przez imigrantów z Afryki Północnej. Nastroje podsyciło wrzucenie przez policjantów w niedzielę gazu łzawiącego do środka meczetu, gdzie odbywały się modły. Korespondent RMF Marek Gładysz w Paryżu rozmawiał z uczestnikiem tych zajść:

Z Polakiem, który żyje w takim wybuchowym imigranckim "getcie" i który przeżył kolejną noc horroru, rozmawiał Marek Gładysz: