We wtorek rozpoczyna się szczyt NATO w Hadze, który z uwagi na napiętą sytuację na świecie jest postrzegany jako jeden z najważniejszych w ostatnich latach. Jednym z najważniejszych tematów będzie deklaracja wyznaczenie nowego celu – podniesienie wydatków na obronność do 5 proc. PKB. To zabezpieczenie, gdyby pod wpływem emocji amerykański prezydent Donald Trump podjął decyzję o zmniejszeniu, wycofaniu w sposób nieskoordynowany wojsk amerykańskich. To opinia Wojciecha Lorenza, koordynatora programu Bezpieczeństwo Międzynarodowe w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych, który był gościem Radia RMF24.

Państwa członkowskie NATO uzgodniły w niedzielę treść oświadczenia przygotowywanego na nadchodzący szczyt Sojuszu w Hadze, w którym zgodziły się na wyznaczenie nowego celu wydatków na obronność i podniesienie go do 5 proc. PKB - przekazała agencja Reutera.

Nowy stopień wydatków powinien zostać osiągnięty - jak wynika z informacji, na które powołał się Reuters - do 2035 roku.

Problematyczna jest kwestia Hiszpanii, która deklaruje, że nie jest w stanie wziąć na siebie takiego zobowiązania.

Uspokoić Trumpa

Zgoda innych państw oznacza, że sojusznicy są zdeterminowani, żeby szybko wzmocnić potencjał obronny państw europejskich, tzw. europejski filar NATO i przede wszystkim dać poczucie prezydentowi USA Donaldowi Trumpowi takiego sukcesu zwycięstwa, że wymusił na Sojuszu deklarację dotyczącą zwiększenia wydatków do 5  proc. PKB na obronność. Nawet jeżeli jeszcze rok temu uważały niektóre państwa, że 3 proc.  to jest cel mało realistyczny - mówi Wojciech Lorenz.

Zdaniem eksperta generalnie w tych działaniach chodzi o zminimalizowanie ryzyka kryzysu w relacjach transatlantyckich między Europą a Stanami Zjednoczonymi. Większe wydatki i inwestycje w bezpieczeństwo to także ucieczka do przodu na wypadek, gdyby Donald Trump w sposób niekontrolowany wycofywał się z zaangażowania w europejskie bezpieczeństwo. Zwłaszcza kwestia zabezpieczenia powietrznego jest piętą achillesową Europy.

Najszybciej pewnie da się wzmocnić potencjał wojsk lądowych, produkując i wprowadzając nowe czołgi czy transportery opancerzone. Ale wszystko tutaj jest uzależnione od tego, żeby Stany Zjednoczone utrzymywały swoją obecność w Europie. Gdyby pod wpływem emocji Trump podjął decyzję o zmniejszeniu, wycofaniu w sposób nieskoordynowany wojsk amerykańskich, no to mogłaby powstać taka sytuacja, że Sojusz byłby nieprzygotowany na wojnę z Rosją. A Rosja w przyszłym roku ma mieć przy granicach NATO już półtoramilionową armię o 600 tysięcy żołnierzy większą niż w czasie, kiedy zaczynała wojnę z Ukrainą - mówi Wojciech Lorenz.

Cel ustalony w Hadze ma być podzielony na dwa obszary, 3,5 proc. PKB na twarde wydatki zbrojeniowe, a półtora procent na związaną z obronnością infrastrukturę i inne wydatki, jak wywiad czy cyberbezpieczeństwo. Polska jest w komfortowej sytuacji, bo my wydajemy w tym roku 4,7 proc. PKB na bezpieczeństwo.

Nie wszyscy patrzą przychylnie na wzrost wydatków

Dla innych państw będzie to większy problem, zwłaszcza dla tych państw południa, takich jak Hiszpania, Portugalia czy Włochy, które są w oddaleniu od Rosji i nie postrzegają Rosji jako bezpośredniego zagrożenia militarnego. W tym momencie po prostu górę biorą priorytety polityczne związane z jakimś wpłynięciem na kalkulacje Trumpa i utrzymaniem tych silnych więzi transatlantyckich i kupowaniem czasu, jakiego Europa potrzebuje na wzmocnienie swojego potencjału. Mniej istotne jest to, czy te cele się uda osiągnąć. Oczywiście będzie to tworzyło problemy polityczne, ale dopiero w kolejnych latach - dodał Lorenz.

Zdaniem koordynatora programu Bezpieczeństwo Międzynarodowe w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych przed najbliższym szczytem w Hadze nie będzie celów wizjonerskich i politycznych, chodzi głównie o finanse.

Sam szczyt jest tak zorganizowany, aby nie nadwyrężać uwagi amerykańskiego prezydenta i go przesadnie nie zmęczyć, żeby przedwcześnie nie wyjechał tak jak ze szczytu G7. Będzie w zasadzie chyba tylko jedna sesja, może trzygodzinna, ale nie będzie to półtora dnia czy czasem dwa dni obrad,  jak to się zdarzało - mówi specjalista.

Zdaniem eksperta warto zwrócić uwagę, że część sojuszników będzie oczekiwać potrzymania deklaracji względem Ukrainy, a Trump nie chce w ogóle, żeby Wołodymyr Zełenski był na szczycie. Państwa zabiegają jednak aby nie było w tym przypadku wizerunkowej katastrofy.

Państwa europejskie robią wszystko, żeby Zełenski na szczycie był, nawet jeżeli będzie to tylko nieformalna kolacja organizowana przez króla i będzie próba właśnie nadania trochę większego znaczenia szczytu poprzez przyjęcie różnych deklaracji dotyczących wzmacniania mocy przemysłowych. Ale poza tym to jest wyjątkowo mało ambitny szczyt, skoncentrowany tylko na kwestii wydatków - ocenia gość RMF24.





Po jeszcze więcej informacji odsyłamy Was do naszego internetowego Radia RMF24

Słuchajcie online już teraz!

Radio RMF24 na bieżąco informuje o wszystkich najważniejszych wydarzeniach w Polsce, Europie i na świecie.
Opracowanie: