Żadna z 19 francuskich elektrowni atomowych nie jest całkowicie bezpieczna. W wielu z nich nie przetestowano nawet procedur ratunkowych. Takie niepokojące konkluzje płyną z raportu unijnych ekspertów.

Autorzy raportu, który formalnie jest jeszcze tajny, ale ujawniły go już nadsekwańskie media, alarmują, że żadna z francuskich siłowni jądrowych nie jest wystarczająco przygotowana na wypadek trzęsienia ziemi, wielkich powodzi, uderzenia spadającego samolotu czy ataku terrorystycznego z powietrza - takiego jak ten, którego Al-Kaida dokonała 11 lat temu w USA.

W przeciwieństwie do elektrowni tego typu znajdujących się w Niemczech, Wielkiej Brytanii i Szwecji, we Francji brakuje odpowiednich zabezpieczeń i nie ma urządzeń do precyzyjnego badania np. siły wstrząsów sejsmicznych. W wielu elektrowniach nie przetestowano nawet procedur ratunkowych.

Największa potęga energii atomowej Starego Kontynentu wypada najsłabiej

Raport dotyczy siłowni nuklearnych w całej Unii Europejskiej, ale - jak podkreślają paryscy komentatorzy - eksperci najbardziej krytykują Francję, która jest największą potęgą w dziedzinie energii atomowej na naszym kontynencie. We Francji działa aż 58 reaktorów. Raport ma zostać jutro przyjęty przez Komisję Europejską, a następnie przedstawiony szefom państw i rządów UE na szczycie europejskim - prawdopodobnie w przyszłym miesiącu.

Pęknięcia powłok reaktorów nikogo nie przejęły

Już w sierpniu tego roku nadsekwańskie media ujawniły, że pęknięcia powłok francuskich reaktorów były bagatelizowane. W sumie na powłokach reaktorów działających w siedmiu francuskich elektrowniach atomowych zaobserwowano ponad 30 pęknięć. Ponad połowa z nich została odkryta w elektrowni w Tricastin na południu kraju. Według mediów, zostały one odkryte już trzy lata temu, ale mimo to nikt nie poinformował o tym obywateli. Co więcej, nie zrobiono nic, by naprawić pęknięcia.

Francuska Agencja Bezpieczeństwa Nuklearnego zapewniła, że niczego nie ukrywała - po prostu nie podniosła alarmu, bo według niej chodzi o 33 niegroźne, "mikroskopijne pęknięcia" powłok reaktorów. Ich wielkość nie przekracza jednego centymetra. Oburzeni ekolodzy twierdzą jednak, że to skandal. Przypominają, że po niedawnym odkryciu potencjalnych pęknięć w belgijskiej elektrowni w Doel koło Antwerpii tamtejszy rząd wstrzymał rozruch jednego z reaktorów.

O "potencjalnych pęknięciach" w zbiorniku jednego z reaktorów w elektrowni atomowej w Doel poinformowała belgijska Federalna Agencja ds. Kontroli Atomowej. Nieprawidłowości wykryto podczas kontroli przeprowadzanej nową ultradźwiękową metodą. Chcemy się teraz dowiedzieć, czy te anomalie mogą przekształcić się w pęknięcia i czy przypadkiem nie ma tam już jakichś pęknięć - powiedziała wtedy rzeczniczka Agencji Bezpieczeństwa Atomowego Karina De Beule. Ostatecznie zdecydowano, że reaktor nie rozpocznie pracy, dopóki agencja nie otrzyma obszernych wyjaśnień. Eksperci zaczęli się zastanawiać nad koniecznością całkowitego zamknięcia reaktora, chociaż zgodnie z planem miał funkcjonować jeszcze przez 10 lat. Dla Belgii oznaczałoby to energetyczną katastrofę, tym bardziej, że w drugiej belgijskiej elektrowni w Tihange zbiornik wybudowała ta sama, nieistniejąca już firma holenderska. I tam zarządzono już dodatkowe kontrole, by sprawdzić, czy nie ma pęknięć. Gdyby okazało się, że trzeba zamknąć dwa reaktory - w Doel i Tihange (które zgodnie z planem miały być zamknięte dopiero w 2022 i 2023 roku) - to Belgii mogłoby zimą zabraknąć prądu.

Problem może mieć także wymiar międzynarodowy. Holenderska firma zbudowała takie same zbiorniki także dla 21 innych elektrowni na świecie. Belgijska Agencja Atomowa zapewnia, że do wszystkich tych elektrowni wysłano informacje o wykrytych w Doel zagrożeniach z prośbą o przeprowadzenie podobnych testów. Agencja nie chce jednak ujawnić, o jakie kraje chodzi. Według nadsekwańskich mediów, jednym z tych krajów jest Francja.

Belgia posiada teraz siedem reaktorów atomowych w dwóch elektrowniach (Doel, Tihange). Do 2015 roku mają zostać zamknięte trzy najstarsze reaktory. Same elektrownie zostaną zaś ostatecznie zlikwidowane do 2025 roku, ale pod warunkiem, że do tego czasu energia ze źródeł odnawialnych będzie w stanie zaspokoić zapotrzebowanie kraju.