Samolot linii Virgin Atlantic z 299 pasażerami na pokładzie 20 minut po starcie został zmuszony do nieprzewidzianego lądowania. Załoga podjęła decyzję o powrocie na podlondyńskie lotnisko, gdy w kabinie pojawił się dym. Maszyna miała polecieć do Orlando w USA.

Od początku wiedziałem, że coś jest nie w porządku. Samolot dziwnie się kołysał, a załoga sprawiała wrażenie spanikowanej. Niczego nam nie powiedziano oprócz tego, że musimy wrócić do Gatwick i dokonać nieprzewidzianego lądowania - powiedział BBC jeden z pasażerów Mark Bell. Dla wszystkich było to wielkim wstrząsem. W 10 minut po starcie pilot zakomunikował nam, że musimy wracać - relacjonował inny pasażer Liam Moore.

Na lotnisku do gaszenia pożaru Airbusa A330 zmobilizowano sześć wozów strażackich. W stan gotowości postawiono karetki pogotowia, a z pokładu samolotu przygotowano wyjścia ewakuacyjne. Czworo pasażerów doznało lekkich obrażeń przy opuszczaniu samolotu. Sześcioro otrzymało pomoc medyczną w związku z trudnościami w oddychaniu.

Incydent, który wydarzył się około godziny 12.30, wymusił wstrzymanie lotów. Podlondyńskie lotnisko Gatwick obsługuje około 600 lotów dziennie. Z lotniska korzystają między innymi British Airways i easyJet latające do Polski. Po godzinie 15 na Gatwick uruchomiono rezerwowy pas, ale pasażerów ostrzeżono przed opóźnieniami do końca dnia. Szef linii Virgin Atlantic Richard Branson wystosował na Twitterze przeprosiny do osób z pokładu airbusa.

Do zakłóceń na Gatwick doszło już po raz drugi w ostatnich dniach. W piątek wstrzymano na pewien czas wszystkie odloty z powodu balonu, który nadleciał nad pas startowy.