​Już wkrótce w belgijskich cyrkach będzie można oglądać wyłącznie kozy, króliki, psy czy kucyki. Belgia będzie drugim obok Austrii krajem Unii Europejskiej, który zakaże wykorzystywania dzikich zwierząt w cyrkach. Surowa decyzja rządu jest konsekwencją opublikowanego raportu. Okazuje się, że często lwy czy tygrysy są niedożywione, mieszkają w ciasnych klatkach, a temperatura podczas transportu przekracza dopuszczalne normy.

To oznacza koniec cyrku. Jego podstawą są właśnie lwy i słonie - żalą się właściciele tradycyjnych cyrków. Kto przyjdzie, żeby oglądać kozy? - pytają retorycznie. Odpowiedzialny za festiwal cyrków w Liege Maurice Agnessen jest zaskoczony. Dzikie zwierzęta w naszych cyrkach znakomicie się bawią. Dobrze się rozmnażają, nawet częściej niż w zoo - przekonuje. Niektóre znane belgijskie cyrki, jak Aleksandre Bougilione, w ostatnich latach zrezygnowały już jednak z tresury zwierząt i skoncentrowały się na pokazach akrobacji.

Zadowolona z decyzji rządu jest ekologiczna organizacja Gaia.To ważny krok w kierunku polepszenia dobrostanu zwierząt - cieszy się jej rzecznik prasowy.

Plany belgijskiego rządu musi natomiast jeszcze zaaprobować parlament. Jak twierdzą belgijscy komentatorzy, nie powinno być z tym jednak problemu. Na liście dozwolonych w cyrku zwierząt znajdują się: wielbłądy, lamy, osły, kucyki, kozy, owce, konie, papugi, świnie, krowy, kaczki, gęsi, gołębie, fretki, psy i koty.