Dzieci bawiły się w domu, w którym przebywało pięcioro dorosłych. Rodzice dziewczynek sądzili, że dzieci są pilnowane przez drugiego z małżonków. W pewnym momencie rozległ się strzał - 4-letnia dziewczynka zginęła na miejscu.

O tragedii, która rozegrała się w Houston w Teksasie, opowiedział szeryf hrabstwa Harris Ed Gonzalez. Jak przekazali śledczy, wstępne dochodzenie wykazało, że dwoje dzieci przebywało w mieszkaniu z pięcioma dorosłymi osobami - z rodziną i przyjaciółmi. 

Według szeryfa, ojciec i matka dziewczynek byli przekonani, że to drugie z nich dogląda dzieci. Zamiast tego - przekazał szeryf - 4-latka i 3-latka zostały w pokoju bez opieki. W pewnym momencie dziewczynki znalazły niezabezpieczony i naładowany pistolet półautomatyczny.

Jak opisuje stacja ABC News na swojej stronie internetowej, kiedy dorośli wbiegli do pokoju, znaleźli 4-letnią dziewczynkę z raną postrzałową. Natychmiast wezwana została karetka. Medycy nie byli już w stanie pomóc dziecku. Według szeryfa Gonzaleza, śmierć nastąpiła na miejscu. Ekipa dochodzeniowa wstępnie ustaliła, że broń trzymała młodsza z dziewczynek i to ona nieumyślnie spowodowała tragedię.

Jak podaje ABC News, prokurator okręgowa nie zdecydowała jeszcze, czy w związku ze śmiercią dziecka zostaną postawione zarzuty któremukolwiek z dorosłych.

Stacja przypomina o innej tragedii, do której w połowie lutego doszło na Florydzie. 3-letni chłopiec zabił się z broni swoich rodziców. Podczas zabawy w domu na szafce nocnej znalazł pistolet i strzelił sobie prosto w twarz.