O północy Polska wejdzie do strefy Schengen. Sejm przyjął rano uchwałę w tej sprawie. Czytamy w niej, że "to kolejny krok, ku coraz głębszej integracji europejskiej oraz widoczna korzyść dla Polaków".

Przestanie istnieć granica Polski z Unią Europejską. Znikną szlabany i tabliczki "Kontrola graniczna", "Granica - zakaz fotografowania". Zniknie też wiele absurdów codzienności.

Mieszkańcy Świnoujścia, którzy mają do niemieckiego Albecku trzy kilometry, po raz pierwszy przejadą przez granicę samochodem. By pojechać w głąb Polski musieli przeprawiać się promem. Nie mogli wybrać drogi przez Niemcy, bo działało tam tylko przejście pieszo-rowerowe. Gdy chcieli pojechać do swoich sąsiadów "zza miedzy" samochodem, musieli udać się do Szczecina, następnie do przejścia w Lubieszynie, a potem do Albecku. W sumie jakieś 200 kilometrów. Wielokrotnie dochodziło tam także do innych kuriozalnych sytuacji:

Ze zniesienia granicy cieszy się też Barbara Spiczak, Polka mieszkająca w niemieckim Blankensee, graniczącym z polską miejscowością – Buk:

Jednak nie wszyscy postrzegają graniczne zmiany jako korzyść. Wejście do strefy Schengen oznacza bowiem także, że bardziej szczegółowe staną się kontrole na granicach z Ukrainą, Białorusią i Rosją, tu bowiem przebiegać będzie zewnętrzna granica układu.

Właściciele pensjonatów na Podhalu zamiast się cieszyć z likwidacji granic, liczą straty. Wszystko przez zamieszanie z wydawaniem polskich wiz dla Ukraińców. Nasi sąsiedzi co roku przyjeżdżali w pierwszej połowie stycznia, by obchodzić w polskich kurortach prawosławne święta. W tym roku wybrali pobyty u naszych południowych sąsiadów, ponieważ tam, wizy dostawali bez problemów.

Ruch zmniejszył się o 20 procent, bo do ostatniego momentu nikt nie wiedział, co będzie - potwierdza właścicielka jednego z lwowskich biur podróży. Sytuacja nadal się nie wyjaśniła; pracownicy biur, z setkami paszportów w rękach stoją przed polskimi konsulatami na Ukrainie i czekają na wizy: Zazwyczaj co roku te procedury kończyły się już w okresie października – powiedziała Karolina Sobańska z zakopiańskiego biura „Trip”. Teraz nie wiadomo nawet, czy klienci, którzy złożyli rezerwację zostaną wpuszczeni do Polski, jednak już wiadomo, że wielu nie dojedzie, co oznacza stratę co najmniej kilkudziesięciu milionów złotych.