Nie przyznaję się do winy - powiedział w Sądzie Okręgowym w Kaliszu 39-letni inżynier Mikołaj K., oskarżony o nieumyślne spowodowanie katastrofy podczas wybuchu gazu Jankowie Przygodzkim w Wielkopolsce. Do wybuchu doszło 14 listopada 2013 roku. W katastrofie zginęły 2 osoby, a 12 doznało poparzeń ciała II i III stopnia. W wyniku rozszczelnienia gazociągu i pożaru spłonęło 12 budynków mieszkalnych i gospodarczych. Część wymagało rozbiórki.

Małgorzata Ordziejewska adwokat Mikołaja J. powiedziała PAP, że ma duże wątpliwości, czy "na ławie oskarżonych zasiada właściwa osoba i czy tylko oskarżony powinien ponosić winę za zdarzenie".

Prokurator Prokuratury Okręgowej w Ostrowie Wlkp. Jarosław Górnaś oskarżył Mikołaja K. o to, że "nieumyślnie sprowadził zdarzenie zagrażające życiu i zdrowiu wielu ludzi oraz mieniu w wielkich rozmiarach, mające postać strumieniowego pożaru gazu". Pełniąc obowiązki inżyniera budowy gazociągu wysokiego ciśnienia, nie dostosował sposobu prowadzenia robót ziemnych do wymogów określonych w projekcie - powiedział.

Przyczyną wybuchu - zdaniem śledczych - było wadliwe układanie ziemi wydobywanej z wykopu w pobliżu istniejącego pasa transmisyjnego już poprzedniego gazociągu, co w efekcie doprowadziło do jego rozszczelnienia, a następnie wydobycia gazu i powstania pożaru strumieniowego.

Oskarżony odmówił składania wyjaśnień


Dziś, 8 lat od zdarzenia, przed sądem stanął 39-letni dzisiaj oskarżony kierownik budowy Mikołaj K. Poinformował sąd, że nie przyznaje się do winy. Na chwilę obecną odmawiam składania wyjaśnień - powiedział.

Do wybuchu gazu w Jankowie Przygodzkim koło Ostrowa Wlkp. doszło 14 listopada 2013 r. około godziny 13:30. W katastrofie zginęły 2 osoby - pracownicy firmy budującej gazociąg, a 12 doznało poparzeń ciała II i III stopnia. W wyniku rozszczelnienia gazociągu i pożaru spłonęło 12 budynków mieszkalnych i gospodarczych. Część wymagało rozbiórki. W akcję ratowniczą zaangażowanych było 200 strażaków, 7 zespołów ratownictwa medycznego i 115 policjantów. Straty oszacowano na ponad 10 milionów złotych.

Prokuratura zakończyła śledztwo w tej sprawie w 2018 r. Sprawa liczy kilkadziesiąt tomów akt i jest jedną z największych w kaliskim sądzie.

Z uwagi na odmowę przez oskarżonego złożenia wyjaśnień sędzia Krzysztof Patyna odczytał zeznania oskarżonego złożone w prokuraturze w postępowaniu przygotowawczym.

Nadzorował równocześnie 3 ekipy

Z jego wyjaśnień wynika, że było bardzo wiele czynników, które doprowadziły do katastrofy a jednym z nich jest sytuacja kadrowa pracodawcy oskarżonego - powiedziała PAP adwokat Ordziejewska.

Wyjaśniła, że oskarżony podczas inwestycji nadzorował równocześnie trzy ekipy montażowe w różnych miejscach i nie był w stanie fizycznie temu podołać. Przy inwestycji pracowało bardzo wielu podwykonawców, podmiotów, które według prawa budowlanego również powinny być odpowiedzialne za zdarzenie- powiedziała obrońca.

Zdaniem obrońcy oskarżonego trzeba zweryfikować, czy to 39-latek powinien odpowiadać za zdarzenie.

To jest zapewne linia obrony przyjęta przez obrońcę oskarżonego - odparł prokurator Górnaś. Jego zdaniem odpowiedzialność ponosi kierownik budowy, który swoim niedopilnowaniem naruszył normy prawa budowlanego.

Składowana hałda urobku była zbyt blisko wykopu a jej wysokość dwukrotnie przekroczyła obowiązujące normy. Przepisy wyraźnie mówią o 2 metrach a były 4 metry. Spowodowało to zbyt duży nacisk na krawędź wykopu i w konsekwencji wypchnięcie biegnącego pod hałdą czynnego rurociągu a następnie jego rozerwanie - powiedział prokurator.

Zdaniem prokuratury o winie oskarżonego przesądza opinia biegłych, sporządzona przez Politechnikę Poznańską, która wskazała na niedociągnięcia i zaniedbania ze strony kierownika budowy.

"Pamiętam świst, huk"

Decyzją sądu w procesie nie będą przesłuchane osoby pokrzywdzone, które doznały szkody na mieniu lub zdrowiu, ponieważ zostały one już udokumentowane. Będą przesłuchani pracownicy i wszyscy ci, którzy brali udział w procesie inwestycyjnym oraz biegli - wyjaśniła adwokat.

W sądzie stawił się jeden z naocznych świadków zdarzenia. Zygmunt Zawada w rozmowie z PAP powiedział, że był w odległości 30 metrów od wybuchu. Nadal przechodzą mnie ciarki, jak o tym myślę. Pamiętam świst, huk i to, że zrobiło się bardzo gorąco - powiedział.

Strony procesu twierdzą zgodnie, że postepowanie w tej sprawie potrwa bardzo długo.

Jest skomplikowany dowodowo. Prawdopodobnie potrwa przez dwa lata - powiedziała obrońca.

Oskarżonemu grozi do 8 lat więzienia.