Na dzisiaj zaplanowane zostały kolejne przesłuchania zatrzymanych po zamieszkach w Lubinie na Dolnym Śląsku. Wczoraj kilkuset ludzi protestowało przed miejscową komendą policji, obrzucili budynek butelkami, kamieniami i koktajlami Mołotowa. Była to gwałtowna reakcja na dramatyczne wydarzenia z piątku, kiedy 34-letni mieszkaniec Lubina zmarł po interwencji funkcjonariuszy. Po wczorajszych starciach z policją zatrzymano ponad 40 ludzi, część z nich została wypuszczona jeszcze w nocy.

Jak informowali funkcjonariusze, zatrzymani mają odpowiadać za nielegalne zgromadzenie, zniszczenie mienia czy naruszenie nietykalności cielesnej policjantów.

Zamieszki w Lubinie. W kierunku komendy poleciały koktajle Mołotowa i kamienie

Jak donosił z Lubina reporter RMF FM Paweł Pyclik, wczesnym rankiem zniszczonego wejścia do komendy pilnowało dwóch policjantów z kaskami i tarczami, kolejny funkcjonariusz czuwał przy bramie. W oknach budynku widać było wciąż powybijane szyby.

Na ulicy przed komendą leżały jeszcze kamienie i resztki potłuczonego szkła, stały tam nadal śmietniki, które podpalali wczoraj protestujący.

Protest zorganizowano wczoraj około 16:00, trwał do nocy. W jego trakcie w kierunku policjantów i komendy leciały kamienie, butelki z farbą czy koktajle Mołotowa.

Policjanci użyli w odpowiedzi gazu łzawiącego, broni gładkolufowej i armatki wodnej.

W zamieszkanych rannych zostało kilku policjantów.

Tragiczny finał policyjnej interwencji. 32-latek zmarł

Te wczorajsze wydarzenia były reakcją na tragedię z piątku, kiedy po policyjnej interwencji zmarł 34-letni mieszkaniec Lubina.

W sieci pojawił się niespełna 7-minutowy amatorski film, na którym zarejestrowano dużą część interwencji. Na nagraniu widać, jak czterech funkcjonariuszy próbuje obezwładnić krzyczącego i rzucającego się mężczyznę. W końcu prowadzą go do radiowozu, ale zatrzymują się przed samochodem. Na nagraniu widać ujęcie, które może sugerować, że leżący na ziemi 34-latek stracił przytomność, a policjant próbował go ocucić.

Ostatecznie mężczyzna został zabrany przez wezwaną karetkę na szpitalny oddział ratunkowy.

Dolnośląska komenda podała, że 34-latek zmarł w szpitalu dwie godziny po interwencji.

Przekazano również, że funkcjonariuszy wezwała matka mężczyzny: zgłosiła, że jej syn "biega po jednej z ulic miasta i rzuca kamieniami w okna zabudowań". Powiedziała również, że mężczyzna nadużywa narkotyków.

Komenda zaznaczyła także w komunikacie, że 34-latek "nie reagował na polecenia (funkcjonariuszy - przyp. RMF), był bardzo agresywny i niezwykle pobudzony (...) szarpał się i wyrywał".

Poseł podważa wersję policji. "Zgon młodego lubinianina nastąpił w karetce przed przyjazdem do szpitala"

Poseł Koalicji Obywatelskiej Piotr Borys podważa jednak podawaną przez policję wersję wydarzeń o tym, że zatrzymany zmarł dwie godziny po interwencji.

Na Twitterze polityk napisał: "Nie jest prawdą komunikat policji wojewódzkiej we Wrocławiu. Wg informacji dyrekcji szpitala, zgon młodego lubinianina nastąpił w karetce przed przyjazdem do szpitala. Będę pytał o filmy z kamer policjantów i podduszanie w interwencji".

Śledztwo ws. interwencji policjantów i śmierci 34-latka prowadzi prokuratura. Sprawę bada również komenda wojewódzka.

/RMF FM
/RMF FM
Po jeszcze więcej informacji odsyłamy Was do naszego nowego internetowego Radia RMF24.pl:

Słuchajcie online już teraz!

Radio RMF24.pl na bieżąco informuje o wszystkich najważniejszych wydarzeniach w Polsce, Europie i na świecie.