Nie znam takiego zajścia ani skargi – tak niemiecki minister obrony komentuje sprawę niemieckich manewrów na Bałtyku. Wypowiedź Franza Josefa Junga cytuje agencja DPA. Polski MSZ wysłał do Berlina protest – Warszawa nie wiedziała wcześniej o ćwiczeniach.

Inaczej niż jego szef na temat sprawy wypowiadał się rzecznik niemieckiego MON. W rozmowie z RMF FM zapowiedział, że odpowiedź na polską notę protestacyjną zostanie przekazana kanałami dyplomatycznymi.

Choć polska dyplomacja śle pisma do Berlina, nie chce jednak rozdmuchiwać sprawy. Jak ustalił reporter RMF, notę protestacyjną, zwyczajową w takich przypadkach, przekazał możliwie niski rangą pracownik resortu.

Manewry odbyły się na północ od Świnoujścia, kilka a może kilkanaście mil morskich od brzegu. Część strefy ochronnej ćwiczeń objęła te wody, które od lat są przedmiotem polsko-niemieckiego sporu. Po największym powstałym na tym tle kryzysie, w 1989 roku ustalono wreszcie, że Polacy otrzymają korytarz do wejścia do świnoujskiego portu, biegnący przez niemieckie wody. Do tej pory jednak sprawa ta nie jest uregulowana na piśmie.

Rzecznik dowództwa Marynarki Wojennej, Bartosz Zajda uważa, że Niemcy nie mają obowiązku zgłaszania Polsce chęci przeprowadzenia manewrów, jeżeli mają się one odbyć na ich wodach terytorialnych. Jednak minister gospodarki morskiej Rafał Wiechecki stwierdził, że na skutek niemieckich ćwiczeń polskie promy musiały zmienić kurs, a to zagrażało bezpieczeństwu pasażerów.