Radio Czempion firmy Elektrit z Wilna, pojemnik na stalówki w kształcie muchy, papierośnica z pozytywką, porcelanowe perliczki na szczycie przeszklonej serwantki – tak wygląda zrekonstruowany pieczołowicie gabinet prezydenta Ignacego Mościckiego.

Blat mahoniowego biurka spoczywa na pozłacanych głowach smoków. Na nim zdjęcia drugiej żony prezydenta Marii Nagórnej z Dobrzańskich i córki Ignacego Mościckiego Heleny Bobkowskiej z synem Józefem. W tym miejscu prezydent pracował, podejmował decyzje, ale także mieszkał.

Prezydenckimi komnatami reportera RMF oprowadzał kurator Zamku Królewskiego Jerzy Gutkowski. Jak mówi na zamku był salonik różowy, był też salon niebieski. Prawdopodobnie chodziło o kolory tapet, które się tam znajdowały. Pomieszczenia miały wymiary około 30 metrów kwadratowych, było ich około 6-7. Wyposażenie stanowiły meble z firmy Szczerbiński. Te meble po wojnie były na wyposażeniu Ministerstwa Edukacji, teraz są na swoim właściwym miejscu.

Wycieczka w przeszłość

Cofnijmy się 70 lat wstecz. Jest październik 1935 roku. Od kilku miesięcy obowiązuje nowa konstytucja, dająca prezydentowi pokaźne uprawienia. Jego kancelaria nie rozrasta się jednak. Ignacy Mościcki zatrudnia kilkadziesiąt osób, co nie znaczy że jest prezydentem tanim. Kilka rozrzuconych po kraju pałacyków, uwielbienie do podróży i koszty reprezentacyjne pochłaniają spory budżet. Urząd prezydenta w Polsce w latach ‘30 pochłaniał więcej pieniędzy niż prezydentura w Stanach Zjednoczonych, w sensie tej całej struktury biurokratycznej - mówił historyk Andrzej Chojnowski, przypominający też o imponującej prezydenckiej pensji: Zarabiał około 20 tysięcy miesięcznie. To była olbrzymia suma; porządna pensja urzędnicza wynosiła około kilkuset złotych. Do pensji dochodziły jeszcze inne przywileje; samochodowa flota kancelarii liczyła sobie 30 aut. Bezpieczeństwa głowy państwa strzegł stacjonujący tuż obok Pułk Legii Akademickiej. W odróżnieniu od dzisiejszych standardów, prezydent nie miał ochrony osobistej.

Jeżeli dziś cokolwiek przypomina tamte czasy to jedynie architektura. Ten 4-piętrowy gmach z marmurowymi kolumnami nad wejściem, oddalony o kilometr od Pałacu Prezydenckiego i usytuowany tuż przy Sejmie wzniesiono jeszcze przed wojną. Reszta trąca raczej o Bizancjum niż o międzywojnie. Dziś pracuje tam kilkanaście razy więcej urzędników niż za czasów Mościckiego, choć kompetencje głowy państwa są mniejsze. Prawdziwy stan zatrudnienia jest zresztą najgłębiej skrywaną tajemnicą. Oficjalnie prezydent dysponuje 250 etatami, ale ostatnio posłowie doliczyli się 600-700 osób zatrudnionych w Kancelarii; tyle tylko, że nie na etatach, ponieważ królestwo prezydenta obrosło w dziesiątki doradców do spraw wszelkich, nawet tych, które nie należą do jego kompetencji. Na utrzymanie tego dworu w tym roku wydano 164 miliony złotych. O jedna czwartą więcej niż Francuzi na posiadającego znacznie więszą władzę Jacquesa Chiraca.