W Bośni Hercegowinie od 7.00 trwa głosowanie, które ma wyłonić nowe władze kraju. Do udziału w wyborach prezydenckich i parlamentarnych uprawnionych jest ponad 2 mln osób. Do urn poszli dziś także mieszkańcy Łotwy. 1,5 mln Łotyszów wybiera 100-osobowy parlament. Z kolei Brazylijczycy jutro wybiorą nowego prezydenta.

Od wyników wyborów w Bośni Hercegowinie zależy przyszłość reform gospodarczych i politycznych w tym podzielonym i zubożałym kraju. Według obserwatorów bośniackie głosowanie to wybór między postępem a stagnacją, między skłaniającymi się ku Zachodowi reformatorami a nacjonalistami w starym stylu.

W poprzednich bośniackich wyborach zawsze zwyciężali nacjonaliści. Teraz startujące partie podzieliły się na te, które chcą podzielić kraj na trzy samodzielne państewka oraz ich przeciwników. Pragną oni zniesienia obecnej autonomii.

Trzeba zaznaczyć, że po raz pierwszy wybory w Bośni Hercegowinie odbywają się bez międzynarodowego nadzoru - poprzednio lokali wyborczych strzegli żołnierze sił pokojowych. Pierwsze rezultaty będą znane jutro.

Na Łotwie o mandat deputowanego ubiega się ponad 1000 kandydatów z 20 partii. Ostatnie przedwyborcze sondaże wskazywały, że obecny premier nie może liczyć na utrzymanie stanowiska i że żadne ze startujących w wyborach ugrupowań nie uzyska większości, która pozwoliłaby mu samodzielne rządzić.

Przedwyborcza gorączka sięgnęła szczytu w Brazylii. Na dzień przed wyborami prezydenckimi nadal największą niewiadomą jest czy Brazylijczycy zapewnią lewicowemu kandydatowi Luizowi Inacio Lula da Silva historyczne zwycięstwo, czy też dojdzie do drugiej tury pojedynku o prezydencki fotel. Na możliwość wyboru Luli, niezbyt dobrze zareagowały już rynki. Mimo zapewnień tego kandydata, zagranica obawia się m.in., że może on zamrozić spłatę długu zagranicznego.

Foto: Archiwum RMF

18:25