Bardzo trudne warunki panują na drogach. Meteorolodzy ostrzegają przed dużymi opadami śniegu na południu kraju. W Tatrach obowiązuje czwarty stopień zagrożenia lawinowego. Na Kasprowym Wierchu leży 214 centymetrów białego puchu, w Dolinie Pięciu Stawów Polskich jeszcze więcej 220 centymetrów.

W Tatrach lawiny mogą schodzić samoistnie. Jeden człowiek może wywołać lawinę nawet z dużej odległości. Szlaki są zasypane dwumetrowej grubości warstwą śniegu, który cały czas sypie. Choć TOPR przestrzega przed górskimi wyprawami, nasz reporter Maciej Pałahicki bez problemu znalazł osoby, które nic sobie z tych ostrzeżeń nie robią. Posłuchaj:

Szczęśliwie zakończyła się wyprawa polskich ski-alpinistów, którym w porę wyruszyli na pomoc słowaccy ratownicy. Warunki były tak trudne, że Polacy nie byli w stanie o własnych siłach zejść do doliny. Od soboty trwa z kolei akcja poszukiwawcza po słowackiej stronie gór. Ratownicy przeczesują Niskie Tatry w poszukiwaniu mężczyzny, który zasłabł na szlaku. Pomoc wezwał jego towarzysz, któremu udało się dotrzeć do schroniska.

W niedzielę ruch na drogach Podhala nie był duży, ale większość pokryta jest cienką warstwą rozjeżdżonego śniegu. Nie ma mowy, by poruszać się na oponach letnich, a nawet na zimowych nie wszyscy sobie radzili i musieli zakładać łańcuchy. Jeszcze poważniejsza sytuacja jest w Tatrach. Od soboty obowiązuje tam czwarty stopień zagrożenia lawinowego. Posłuchaj relacji zakopiańskiego reportera RMF FM Macieja Pałahickiego:

Pokonanie trasy z Krakowa do Zakopanego samochodem zajmowało nawet sześć godzin:

W Zakopanem leży ponad 70 centymetrów białego puchu. Złe warunki są też na Babiej Górze. Tam GOPR ogłosił trzeci stopień zagrożenia lawinowego. Ratownicy przypominają - zejście lawiny może spowodować nawet jeden turysta.

Nadal pada śnieg na Śląsku. Wszystkie drogi w regionie są przejezdne, ale warunki na nich są bardzo trudne. Od soboty w całym województwie doszło do ponad 150 kolizji. Wiele samochodów na osiedlowych parkingach jest kompletnie zasypana. Na dachach domów tworzą się niebezpieczne śnieżne nawisy. Chodniki w miastach i pobocza wielu dróg zniknęły pod śniegiem. Na głównych trasach leży pośniegowe błoto, na bocznych śnieg. Wieczorem drogi w beskidzkich kurortach zamieniły się w gigantyczny korek. Na śliskim i stromym podjeździe do Istebnej utknęło kilka autobusów, które musieli holować strażacy. Policja apeluje, aby wyjazdu z Beskidów nie odkładać na ostatnią chwilę, a w wyższe partie gór w ogóle nie jechać, a jeśli już to z łańcuchami na kołach.

Na Dolnym Śląsku od soboty właściwie bez przerwy pada śnieg chociaż na szczęście, jak informuje policja, noc z soboty na niedzielę pod względem wypadków minęła wyjątkowo spokojnie. Doszło jedynie do kilku kolizji, w których na szczęście nikt nie ucierpiał. Główne ulice we Wrocławiu są czarne; przejezdna jest też większość dróg w regionie. Mimo to kierowcy powinni pamiętać, że ze względu na pogodę, a przede wszystkim opady i ujemną temperaturę, sytuacja na trasach może się zmieniać z minuty na minutę. To dotyczy szczególnie dróg w górskich rejonach Dolnego Śląska, gdzie pod żadnym pozorem nie wybieramy się bez łańcuchów na koła.

Śnieg może sypać nawet do końca przyszłego tygodnia - ostrzega Ireneusz Dąbrowski z wrocławskiego biura prognoz Cumulus:

W sklepach i na stacjach benzynowych na Podbeskidziu zabrakło... łańcuchów na koła. Wszystko przez ostatni gwałtowny atak zimy. Informacje na temat sytuacji w Beskidach zebrał nasz reporter Marcin Buczek. Posłuchaj: