Dwóch młodych mężczyzn jednej nocy okradło 17 samochodów w Lubinie na Dolnym Śląsku. Złodzieje zabierali z aut wszystko, co przedstawiało jakąkolwiek wartość - radia, nawigacje, a nawet kołpaki. Jeden z nich wpadł w bardzo zabawnych okolicznościach.

Mężczyźni wpadli przez przypadek. Jednego ze złodziei zauważył policjant, który wracał ze służby do domu. Zainteresował go młody mężczyzna, który zaglądał do środka samochodu. Kiedy ten zauważył, że jest obserwowany, zaczął uciekać. Policji udało się jednak ustalić, gdzie mieszka. W jego mieszkaniu funkcjonariusze znaleźli część skradzionych rzeczy.

Drugi ze złodziei został zatrzymany przez właściciela jednego z okradzionych aut. Kiedy z wielkim pudłem wypełnionym radiami i nawigacjami przechodził obok mężczyzny, karton rozerwał się i wszystkie fanty wypadły. Właściciel samochodu zatrzymał złodzieja i przekazał go policji.

Złodzieje-fajtłapy

To nie pierwszy przypadek, kiedy w ręce policji wpadają nieudolni złodzieje. Zarzuty kradzieży usłyszeli ostatnio trzej mieszkańcy Radzynia Podlaskiego na Lubelszczyźnie, którzy ukradli dwie kamery monitoringu. Złodzieje okazali się niezbyt rozgarnięci. Wpadli, bo nie pomyśleli, że jedna z kradzionych kamer ich nagrywa.

Ich przypadek nie jest odosobniony. W zeszłym miesiącu pisaliśmy o przestępcy, który wpadł w ręce zachodniopomorskiej policji z winy własnego buta. Bo to właśnie jego charakterystyczne obuwie zarejestrowała kamera monitoringu, którą ukradł. To wystarczyło, by doprowadzić funkcjonariuszy po sznurówce do kłębka. A pechowy złodziej, odnaleziony "po bucie", nie skończył jak Kopciuszek z księciem w zamku, ale przed sądem.

Kilkanaście dni później na Dolnym Śląsku kamera nagrała grupkę młodych wandali, którzy zdemolowali bankomat. Ci byli przezorniejsi - zerwali kamerę zainstalowaną nad ich głowami. Nie spodziewali się jednak, że śledzi ich jeszcze jeden obiektyw.