Na Podhalu ponad 13 tys. gospodarstw jest pozbawionych prądu. To wina bardzo silnego wiatru i deszczu, który podmywa korzenie drzew. W związku z intensywnymi opadami strażacy na Podhalu interweniowali ponad sto razy. IMGW uspokaja, że nie grozi nam powódź tylko lokalne podtopienia.

Cały czas podnosi się stan wód w rzekach na południu Polski. Na Podhalu i Sądecczyźnie już w dziesięciu miejscach przekroczone są stany ostrzegawcze. Strażacy od rana interweniowali blisko sto razy. Najwięcej pracy mają przede wszystkim z usuwaniem drzew, które przewracają się na drogi i linie energetyczne, bo grunt jest rozmiękczony. Udrażniają również przepusty pod drogami, wypompowują wodę z zalanych piwnic i zabezpieczają podmyty trakty.

W Małopolsce na terenie gmin: Krynica, Muszyna, Piwniczna, Rytro, Chełmiec i Łabowa jest w sumie 13 tysięcy gospodarstw, które zostały pozbawione prądu. Linie energetyczne zostały w wielu miejscach zerwane na skutek silnego wiatru, który połamał gałęzie i drzewa. A te runęły na linie energetyczne.

W Grybowie zostało ogłoszone pogotowie przeciwpowodziowe w związku z przekroczeniem stanów ostrzegawczych poziomu wód na rzece Biała Tarnowska. Natomiast na terenie gminy Muszyna z brzegów wystąpiły rzeki w okolicach ul. Polnej oraz w Leluchowie, Wojkowej i Powroźniku. Na ul. Leśnej osunęły się skały.

Niestety strażacy mogą mieć coraz więcej pracy, bo prognozy mówią, że te największe opady dopiero przed nami. Pogarsza się także sytuacja w Tatrach. Tam ciągle pada śnieg - do rana na Kasprowym może być nawet dwa metry białego puchu.

Równie mocno wieje na Mazowszu. W Warszawie silny podmuch przewrócił drzewo, które przygniotło kobietę. Do wypadku doszło przy ulicy Bitwy Warszawskiej na stołecznej Ochocie. Kobieta zginęła na miejscu.

Sandomierz szykuje się na falę


W okolicach Sandomierza znów pada deszcz - od wczoraj trwa tam umacnianie wałów przeciwpowodziowych. W okolicach Sandomierza od ostatniej powodzi cztery lata tamu nie udało się pogłębić Wisły - chociaż domagali się tego samorządowcy. Rafał Trzaskowski, minister administracji, który przyjechał sprawdzić sytuację na wałach winę za opóźnienia zrzuca na Komisję Europejską. A także na to, że przeciągają się negocjacje dotyczące stworzenia kompleksowego programu ochrony środowiska.

Tak więc z jednej strony na przeszkodzie stoją pieniądze, a z drugiej ekolodzy. Zwłaszcza dyrekcja odpowiedzialna za środowisko w sposób nadrzędny traktuje kwestie ochrony środowiska. A my w momencie zwłaszcza takim, jak ten - mamy inny priorytet. Szybkiego przełomu w tej sprawie nie będzie - przyznaje Trzaskowski w rozmowie reporterem RMF FM Krzysztofem Kotem.

Strażacy, a w razie czego także i wojsko, są w pogotowiu. Mundurowi mają pilnować zawłaszcza tych odcinków wałów, w których nie udało się przeprowadzić remontów czy nie zostały one dokończone. Szczególnie monitorowane są także te miejsca, gdzie cztery lata temu było najwięcej podtopień.

Dla nich powódź sprzed czterech lat wciąż trwa

Cztery lata po wielkiej powodzi mieszkańcy Sandomierza i okolic nadal mają problemy z odszkodowaniami i odremontowaniem domów.

Sokolniki cztery lat temu zostały zalane po dachy domów. Jednak do dziś nie wszyscy mieszkańcy dostali odszkodowania.  Głównie przez skomplikowane procedury. Sławek i Alicja, z którymi rozmawiał reporter RMF FM Krzysztof Kot, walczyli 1,5 roku o pieniądze. Zarzucali nam, że w chwili powodzi nie byliśmy zameldowani w gminie, a my nie zdążyliśmy się jeszcze wprowadzić, a już powódź zabrała nam dom - tłumaczy małżeństwo. Każde odwołanie do samorządowego kolegium odwoławczego kończyło się decyzją zaczynającą się od słów: Nie należy się, bo..." I tak kilkanaście razy. Uzbieraliśmy już tego grubą teczkę - mówi Sławek.

Wiele osób do tej pory sądzi się z ubezpieczycielami o zbyt niskie odszkodowania. Wśród nich jest i Wojtek. Z odszkodowania dostałem 25 tysięcy złotych, a remont wyniósł mnie 150 tysięcy - mówi mieszkaniec.

IMGW uspokaja: Lokalne podtopienia zamiast powodzi

Powódź raczej nam nie grozi, ale musimy przygotować się na lokalne podtopienia. To ocena synoptyków z Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej, mimo że na południu Polski w ciągu 48 godzin ma spaść tyle deszczu, ile średnio w miesiąc, czyli nawet 120 litrów na metr kwadratowy.

Z podtopieniami muszą się przede wszystkim liczyć mieszkańcy Podkarpacia, Małopolski i województwa śląskiego. Tam groźne mogą być lokalne rzeki i potoki. IMGW ostrzega, że możliwe są tzw. flash floody, czyli tzw. szybkie powodzie.

Najtrudniejsza sytuacja ma być dopiero przez weekend. Na wodowskazach poziom rzek może przekraczać stanu alarmowe - przestrzega dyrektor IMGW Mieczysław Ostojski. W okolicach soboty zacznie się formułować fala wezbraniowa, którą jeżeli zadziałają właściwie zbiorniki i jeśli nie będzie awarii na wałach, to powinniśmy bezpiecznie doprowadzić do Bałtyku - mówi Ostojski.

Dyrektor IMGW zaznaczył także, że wysoki poziom Wisły może się maksymalnie utrzymywać 36 godzin. Z symulacji wynika, że na przykład w Warszawie będzie to około 7 metrów - wały są o metr wyższe - tłumaczy Ostojski.

Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, co się stanie, ale sytuacja jest na tyle pod kontrolą, że mniej więcej wiemy czego i w których miejscach można się spodziewać, a służby państwowe odpowiedzialne za to reagują prawidłowo. Chciałem zaapelować, by nie podnosić paniki - powiedział Ostojski. Dodał, że po raz pierwszy służby mogą działać aż z trzydniowym wyprzedzeniem.