Akcja ratownicza w kopalni Silesia w Czechowicach-Dziedzicach. Ratownicy szukają zasypanego górnika, który wpadł do zbiornika na węgiel. Na razie nie wiadomo, czy poszukiwany mężczyzna żyje. Informację dostaliśmy na Gorącą Linię RMF FM.

Wypadek wydarzył się w sobotę rano, 460 metrów pod ziemią. Górnik pracował w pobliżu głębokiego na około 25 metrów zbiornika, do którego taśmociągami transportowany i wsypywany jest wydobyty węgiel. W pewnym momencie mężczyzna wpadł do środka. Jego koledzy opowiadali, że nagle zniknął im z oczu.

Dzięki specjalnemu nadajnikowi wiadomo już, gdzie może być zasypany górnik. Na razie nie ma z nim jednak żadnego kontaktu. Na miejscu pracuje sześć zastępów ratowników.

Akcja ratownicza w Silesii jest bardzo trudna ze względu na specyficzne warunki, w jakich doszło do wypadku. Zbiornik ma blisko 500 m sześciennych objętości. W chwili wypadku był wypełniony węglem w około połowie. Gdy górnik wpadł do środka, przez jakoś czas do zbiornika nadal sypany był węgiel. Aby odnaleźć pracownika, trzeba ostrożnie wybrać urobek ze zbiornika. Temu służy zamontowane na kołowrocie urządzenie.

Chwilę po wypadku taśmociągi szybko zatrzymano. Obecnie kopalnia nie wydobywa węgla, ruch zakładu górniczego został wstrzymany.

Okoliczności wypadku wyjaśniają organa nadzoru górniczego.

Tragiczny miesiąc w kopalniach

To już kolejny wypadek w śląskich kopalniach w tym miesiącu. 4 sierpnia 49-letni górnik zginął w należącej do Kompanii Węglowej katowickiej kopalni "Sośnica-Makoszowy".

Dwa dni wcześniej w kopalni Kompanii Węglowej "Chwałowice" w Rybniku 41-letni górnik kombajnista został podczas prac naprawczych dociśnięty elementem obudowy zmechanizowanej do przenośnika ścianowego.

1 sierpnia w innej kopalni Kompanii - "Piekary" w Piekarach Śląskich - 49-letni górnik doznał śmiertelnego urazu głowy podczas prac związanych z przemieszczaniem napędu wysypu przenośnika ścianowego.

Od początku roku w polskich kopalniach zginęło 19 osób.