Zastanawiający zwrot w tajemniczej sprawie postrzelenia funkcjonariusza Straży Marszałkowskiej, do którego doszło w niedzielę na terenie Sejmu. Z uzyskanych przez nas informacji wynika, że prokuratura, która wszczęła w tej sprawie śledztwo, nie daje wiary komunikatowi szefa Centrum Informacyjnego Sejmu.

Jak ustaliliśmy, prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie czynu z art. 160 par. 1 Kodeksu karnego. Ten zaś mówi o narażeniu człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.

Ten kierunek postępowania prokuratorskiego podważa treść komunikatu dyrektora Centrum Informacyjnego Sejmu w tej sprawie. Andrzej Grzegrzółka potwierdzał w nim, że "31 stycznia podczas rutynowych czynności służbowych wykonywanych przez funkcjonariusza Straży Marszałkowskiej doszło do postrzału", podkreślał jednak przy tym, że "w żadnej mierze nie było zagrożone bezpieczeństwo osób postronnych".

Według komunikatu do postrzelenia strażnika doszło "w budynku niebędącym główną częścią kompleksu sejmowego", w zamkniętej strefie, do której dostęp mają tylko funkcjonariusze Straży Marszałkowskiej.

Wstępna kwalifikacja czynu, w sprawie którego prokuratura prowadzi śledztwo, podważa jednak wydane natychmiast po wypadku oświadczenie szefa CIS, że bezpieczeństwo osób postronnych nie było w żadnej mierze zagrożone. Jej potwierdzenie w toku śledztwa może natomiast prowadzić do postawienia sprawcy zarzutu zagrożonego karą do 3 lat więzienia.

W toczącym się śledztwie wciąż planowane są przesłuchania świadków, przejrzenie zapisów kamer w Sejmie i powołanie biegłego z zakresu broni i balistyki.

Wewnętrzne postępowanie wszczął w sprawie wypadku także komendant Straży Marszałkowskiej. W Sejmie powołania została również komisja wewnętrzna, która przeanalizuje okoliczności tego wypadku.

Postrzelony w nogę strażnik jest - według ostatnich informacji - w stanie ogólnym dobrym i pozostaje w kontakcie z przełożonymi.

Opracowanie: