Prokuratura sprawdza, czy lekarze z Iłży na Mazowszu dopełnili swoich obowiązków. Mimo wezwania pogotowia 53-letnia nauczycielka zmarła. Być może doszło do tego, ponieważ nie udzielono jej niezbędnej pomocy.

Gdy kobieta poczuła się źle, jej syn wezwał pogotowie. Przybyły na miejsce lekarz dopytywał się nauczycielki, czy na pewno chce zostać przewieziona do ambulatorium. Gdy wreszcie tam dotarła, jej syn kilkakrotnie musiał prosić dyżurującego lekarza, by ją dokładnie zbadał. Dopiero utrata przytomności skłoniła lekarza do wydania decyzji o przewiezieniu kobiety do Radomia. Tam stwierdzono rozległy wylew i nie dano jej szans na przeżycie.

- Być może mamy nie dałoby się uratować, ale uważam, że należało zrobić wszystko, by zapobiec tej tragedii, przynajmniej próbować - mówi rozżalony syn kobiety. Okazuje się, że ten sam lekarz nie pierwszy raz postawił błędną diagnozę. W tamtym przypadku także skończyło się to tragicznie. Posłuchaj relacji Pawła Świądra:

Lekarze na razie normalnie pracują. Dyrektor szpitala czeka bowiem na ustalenia prokuratury. W Iłży w najbliższą niedzielę ma się odbyć biały marsz, zorganizowany przez przyjaciół i wychowanków zmarłej nauczycielki.