W piątek odbędzie się pogrzeb Bartosza S., który zmarł po policyjnej interwencji w Lubinie w województwie dolnośląskim. Rodzina może pochować 34-latka, bo wcześniej prywatnie zleciła autopsję w innym kraju – powiedziała nam pełnomocnik rodziny zmarłego.

Jak informuje mecenas Renatą Kolerska, z którą rozmawiała dziennikarka RMF FM Agnieszka Wyderka, ciało Bartosza S. poddano kilku badaniom: toksykologii (czyli sprawdzeniu obecności różnych substancji - w tym narkotyków - w organizmie), histopatologii (czyli badaniu tkanek, które mogą odpowiedzieć np. na pytania, dotyczące przyczyny i czasu śmierci) oraz tomografii komputerowej (która potrafi wykazać obrażenia wewnętrzne niewidoczne w innych analizach). Sekcja już została przeprowadzona poza granicami kraju i czekamy na wyniki - powiedziała mecenas Renata Kolerskiea.

Nowy świadek

Adwokat dodaje, że wraz z drugim pełnomocnikiem, udało im się dotrzeć do nowego świadka zdarzenia. Jak dodaje, ta osoba nie była jeszcze przesłuchiwana. Jutro jej dane przekażą łódzkiej prokuraturze wraz z nagraniem policyjnej interwencji wobec Bartosza S. Film pochodzi z nowego źródła, jest lepszej jakości i widać na nim, jak mundurowi naciskają na szyję i głowę 34-latka, przyduszając go.

Policja twierdzi, że 34-latek zmarł w szpitalu dwie godziny po interwencji

Tragiczne wydarzenia rozegrały się w piątek 6 sierpnia, a przebieg dużej części policyjnej interwencji przy ul. Traugutta obejrzeć możemy na niespełna 7-minutowym nagraniu wideo, jakie pojawiło się w sieci.

Na filmiku widać, jak czterech policjantów próbuje obezwładnić krzyczącego i rzucającego się mężczyznę. W końcu prowadzą go do radiowozu, ale zatrzymują się przed samochodem. Widać ujęcie, które może sugerować, że leżący na ziemi 34-latek stracił przytomność, a policjant próbował go ocucić. W końcu mężczyzna został zabrany przez wezwaną karetkę na szpitalny oddział ratunkowy.

Dolnośląska komenda podała, że 34-latek zmarł w szpitalu dwie godziny po interwencji.

Policja poinformowała również, że funkcjonariuszy wezwała matka mężczyzny: zgłosiła, że jej syn "biega po jednej z ulic miasta i rzuca kamieniami w okna zabudowań". Stwierdziła także, że mężczyzna nadużywa narkotyków.

Komenda zaznaczyła ponadto w komunikacie, że 34-latek "nie reagował na polecenia (funkcjonariuszy - przyp. RMF), był bardzo agresywny i niezwykle pobudzony (...) szarpał się i wyrywał".

Tymczasem medycy mówią, że nie podejmowali reanimacji, bo 34-latek był już martwy.

Opracowanie: