Dziś przed warszawskim sądem okręgowym drugi dzień procesu trojga policjantów oskarżonych o nieprawidłowości podczas akcji w podwarszawskiej Magdalence w 2003 roku. Przy próbie zatrzymania bandytów zginęło wtedy 2 antyterrorystów, 16 zostało rannych.

To pierwszy taki proces w Polsce, gdy przed sądem stają policyjni dowódcy, w tym były szef warszawskich antyterrorystów. Proces będzie jawny, utajnione zostaną tylko fragmenty chronione tajemnicą.

B. wiceszefowi stołecznej policji Janowi P., byłej naczelnik wydziału do walki z terrorem kryminalnym komendy stołecznej Grażynie B. oraz byłemu dowódcy pododdziału antyterrorystów Jakubowi J. zarzucono nieumyślne spowodowanie zagrożenia dla życia i zdrowia policjantów, nieumyślne spowodowanie uszczerbku na zdrowiu oraz niedopełnienie obowiązków w trakcie przygotowania i prowadzenia akcji. Jako pierwsza wyjaśnienia składała Grażyna B.; proces w tej części utajniono. Posłuchaj relacji reporterki RMF, Beaty Lubeckiej:

Już na początku procesu sąd wytknął prokuratorom niedbalstwo. Dane jednego z poszkodowanych policjantów zostały podane z błędem, o innym w ogóle zapomniano.

Obrońcy zapowiadają, że będą walczyć o swoich klientów. Argumentują, że próbuje się szukać zastępczych winnych, a winni nie żyją. Jeden z adwokatów domagał się dziś zwrotu aktu oskarżenia do prokuratury. Jego zdaniem, oskarżyciele nie dostarczyli właściwych dowodów winy. Ostatecznie sąd odrzucił ten wniosek.

Obok prokuratorów w procesie biorą udział oskarżyciele posiłkowi. Jednym z nich jest matka dowódcy grupy szturmowej, który zginął od wybuchu bomby. Jednak dla niej wysokość ewentualnej kary nie ma wielkiego znaczenia. - Czy to będzie 8 czy 10 lat, czy nic, ja i tak syna już nie odzyskam - mówi. Będzie się jednak domagać od oskarżonych odszkodowania w wysokości 80 tysięcy złotych.

Oskarżeni nie przyznają się oni do winy. Wszyscy odpowiadają z wolnej stopy. Grozi im do 8 lat więzienia.

W nocy z 5 na 6 marca 2003 r. policjanci chcieli zatrzymać w podwarszawskiej Magdalence Roberta Cieślaka i Igora Pikusa, zamieszanych w zabójstwo policjanta w podwarszawskich Parolach w 2002 roku. Bandyci byli dobrze przygotowani na atak policji: wokół budynku rozmieścili miny, które wybuchły w pobliżu policjantów. Po kilkugodzinnej wymianie ognia budynek częściowo spłonął, a gangsterzy zginęli. Od miny zginął też jeden policjant, inny zmarł w szpitalu.

Nasz reporter odwiedził Magdalenkę ponad 2 lata po tych tragicznych wydarzeniach. Posłuchaj relacji Romana Osicy: