Wałbrzyska prokuratura sprawdza, czy osoby, które pracują w biedaszybach płaciły łapówki strażnikom miejskim, by przymykali oko na nielegalne wydobycie węgla. Z takiej pracy w Wałbrzychu, gdzie co czwarta osoba jest bez pracy, żyje kilkaset rodzin.

Sprawa korupcji wyszła przy okazji procesu mieszkańca Wałbrzycha, który oskarża władze miasta i województwa o to, że nie dopilnowali kopaczy z biedaszybów, którzy zniszczyli mu 15 hektarową działkę.

Dowody w tej sprawie zbiera właśnie wałbrzyska prokuratura. Prezes stowarzyszenia „Biedaszyby” powiedział przed sądem, że strażnicy miejscy kazali kopaczom wydobywać węgiel, który był przewożony do przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej w Wałbrzychu. Dzięki temu zakład miał zaoszczędzić na opale. Węgiel z biedaszybów przewożono owszem do miejskiej elektrociepłowni, ale był to węgiel zarekwirowany – wyjaśnia rzeczniczka wałbrzyskiego Urzędu Miejskiego.

Komendant straży miejskiej miał z kolei żądać łapówek od kopaczy w zamian za przymykanie oczu na ich działalność. Szef wałbrzyskiej straży miejskiej zaprzecza i za zniesławienie podał do sądu prezesa stowarzyszenia „Biedaszyby”.