Porozumienia izraelsko-palestyńskiego nie uda się osiągnąć jeszcze za kadencji Billa Clintona. Tak uważa główny negocjator palestyński Saeb Erekat. W starciach zginęła kolejna osoba.

Ustępujący amerykański prezydent kończy urzędowanie 20 stycznia i bardzo chciałby, żeby do tego czasu obie strony się porozumiały. Szanse na to są jednak niewielkie, tym bardziej, że przemoc na Bliskim Wschodzie nie ustaje. Prawdopodobnie wypowiedź Erekat odzwierciedla prawdziwe stanowisko władz Autonomii. Natomiast wczorajszy optymizm demonstrowany przez Arafata miał jedynie na celu wykazanie, że Palestyńczycy chcą pokoju. Tymczasem w Waszyngtonie przebywa specjalny wysłannik Izraela Gilead Sher. Celem jego misji jest uzyskanie dodatkowych wyjaśnień na temat bliskowschodniego planu pokojowego Billa Clintona. Plan Clintona przewiduje, że Izrael zgodzi się na palestyńską kontrolę nad całą Strefą Gazy, około 95 proc. Zachodniego Brzegu

Jordanu i arabską częścią Jerozolimy. W zamian Palestyńczycy zgodziliby się na to, że palestyńscy uchodźcy nie mogliby wrócić do swych domów w Izraelu, a osadnicy żydowscy pozostaliby na Zachodnim Brzegu. Jednym z głównych punktów spornych jest amerykańska propozycja przekazania Palestyńczykom Wzgórza Świątynnego na Starym Mieście w Jerozolimie. Barak zapewnił w czwartek rabinów izraelskich, że nie zgodzi się na oddanie Wzgórza Palestyńczykom.

Tymczasem gwałtownie wzrosło napięcie na północy Strefy Gazy, koło przejścia Erez. Izraelczycy zastrzelili tam Palestyńczyka, który wykrzykując „Allah akbar” (Allah jest Wielki!) próbował wedrzeć się na teren bazy wojskowej. Zdaniem żołnierzy mógł to być islamski zamachowiec – samobójca. Od września, w starciach izraelsko – palestyńskich około 370 osób.

11:00