276 osób doprowadzonych na policję, kilkadziesiąt osób rannych - w tym 50 policjantów i 24 cywilów. To najnowszy bilans Marszu Niepodległości, który przeszedł ulicami Warszawy. Blisko 200 chuliganów ma usłyszeć zarzuty.

Spośród 276 osób doprowadzonych na komendy 199 zostało formalnie zatrzymanych. Teraz usłyszą zarzuty, głównie za udział w zbiegowisku i zamiar uszkodzenia mienia, za co grozi do trzech lat więzienia. W większości przypadków mają odpowiadać w trybie przyśpieszonym.

Jak poinformował komendant stołeczny Michał Domaradzki, policja wciąż zbiera dowody, by śledczy postawili zarzuty wszystkim podejrzewanym. Domaradzki zaznaczył również, że znaczna większość zatrzymanych będzie odpowiadać nie za wykroczenie, a za przestępstwo. W zdecydowanej większości są to uczestnicy nielegalnego zbiegowiska, którzy wspólnie i w porozumieniu dążyli do zamachu na mienie i zdrowie i życie ludzkie. W tym kierunku będą nasze działania zmierzać - podkreślił.

Mundurowi zapowiadają również, że to nie koniec zatrzymań. Musimy robić wszystko, żeby te osoby jak najszybciej i jak najsurowiej rozliczyć - zapowiedział rzecznik komendy głównej policji Mariusz Sokołowski. Jak dodał, oznacza to m.in. przesłuchania świadków i policjantów oraz analizę nagrań z monitoringu i tych zamieszczonych w internecie.

Jak donosił reporter RMF FM Paweł Balinowski, kilkunastu chuliganów zostało zatrzymanych nie w Warszawie, ale już podczas powrotów ze stolicy w różnych miastach kraju. Cały czas trwa sprawdzanie szpitali i dworców w poszukiwaniu osób poplamionych kolorową farbą - takiej bowiem używała w armatkach wodnych policja.

Wśród doprowadzonych na policję osób było też około 80, które trafiły na komendy jeszcze przed marszem - to ci, którzy mieli przy sobie niedozwolone podczas zgromadzenia petardy i race, a także m.in. ochraniacze na zęby i pałki.

Ponad 70 rannych w zadymach

Komendant stołeczny poinformował również, że po zadymach 50 policjantów trafiło do szpitali, a dziesięciu z nich hospitalizowano na dłużej.

Jak jednak donosiła dziennikarka RMF FM Małgorzata Steckiewicz, obrażenia poszkodowanych policjantów nie są poważne. Jeden z nich ma złamany obojczyk, natomiast w szpitalu funkcjonariuszy zatrzymano na noc na obserwację, by wykluczyć choćby wstrząśnienie mózgu. Największa grupa - ośmiu policjantów - trafiła do szpitala MSW przy Wołoskiej.

Generalnie ranni mieli głównie lekkie oparzenia od rac, część potrzebowała inhalacji po tym, jak policja użyła gazu.

Zadymy tylko w Warszawie

11 listopada policjanci w całym kraju zabezpieczali ponad 700 imprez: marsze, zgromadzenia, manifestacje. Większość z nich przebiegała spokojnie, bez żadnych incydentów.

Największe zainteresowanie wzbudziły - tradycyjnie już - dwa marsze, które odbyły się w stolicy: prezydencki "Razem dla Niepodległej" i organizowany przez narodowców Marsz Niepodległości, zarejestrowany na 50 tysięcy ludzi.

Ten ostatni przeszedł w tym roku inną trasą niż w latach ubiegłych - począwszy od ronda Dmowskiego, Alejami Jerozolimskimi, mostem Poniatowskiego na praski brzeg Wisły, a zakończył się na błoniach Stadionu Narodowego.

Od początku marszu dochodziło do drobnych incydentów - uczestnicy manifestacji odpalali petardy, rzucali race. Już na samym początku policjanci zostali zaatakowani przez kilkunastu chuliganów, ale - choć bojówkarze cały czas atakowali funkcjonariuszy i prowokowali uczestników manifestacji - do regularnych zamieszek doszło na końcu trasy marszu. Bojówkarze rzucali w stronę policjantów kostką brukową, butelkami, racami, petardami, drzewcami flag.

Komendant główny policji Marek Działoszyński podkreślał na konferencji prasowej dobrą współpracę z organizatorami Marszu Niepodległości - to właśnie na ich wniosek policja oddzielała chuliganów od spokojnie maszerujących narodowców.