Zarząd Jastrzębskiej Spółki Węglowej chce, by sprawą strajku w kopalni „Budryk” zajęła się inna prokuratura. Postępowania dotyczące między innymi zastraszania górników, którzy nie chcieli protestować, prowadzą w tej chwili śledczy z Mikołowa. Zarząd spółki zarzuca im jednak opieszałość.

Prokurator rejonowy w Mikołowie odpowiada, że nie ma mowy o zbyt wolnej pracy. Tłumaczy, że do czasu zakończenia strajku mieli związane ręce. Do piątku ubiegłego tygodnia trwał strajk, więc to siłą rzeczy uniemożliwiało wykonanie pewnych czynności procesowych. Przede wszystkim z udziałem strajkujących, gdyż nie było możliwości wejścia na teren zakładu - wyjaśnia.

Teraz prokurator ma pracować szybciej, ale i tak końca postępowania można spodziewać się dopiero za kilka miesięcy. M.in. dlatego, że trzeba będzie przesłuchać setki świadków.

Do prokuratury wpłynęło kilka doniesień. Dotyczą one m.in. zastraszania górników, którzy nie chcieli strajkować, a także niszczenia mienia kopalni i przetrzymywania ich ówczesnego dyrektora.