Nowym ministrem finansów oficjalnie jest już Andrzej Raczko, w niedalekiej przeszłości współpracownik Marka Belki. Jednak - po ostatnich przetasowaniach w lewicowym rządzie i wzmocnieniu pozycji Jerzego Hausnera, od dziś wicepremiera i pierwszego sternika naszej gospodarki - rola ministra finansów sprowadzi się prawdopodobnie do funkcji głównego księgowego kraju.

Jeśli ktoś sądził, że nowy minister finansów będzie twardym technokratą, o liberalnych poglądach, z żyłką monetarystyczną, to po dzisiejszym wystąpieniu Andrzeja Raczki pozbył się już chyba całkowicie złudzeń.

Z dzisiejszych, bardzo lakonicznych zapowiedzi świeżo upieczonego ministra wynika jedno: rząd nie zamierza rezygnować z sięgania głębiej do kieszeni Narodowego Banku Polskiego dla załatania rozciągającej się dziury budżetowej. Minister Raczko zapowiada twardy dialog z NBP, co zwiastuje dalszy ciąg wojny podjazdowej między rządem a bankiem centralnym.

Polski Bank Centralny - co do którego niezależności nikt nie musi mnie pouczać, ponieważ jako ekonomista wiem doskonale, jaki to jest ważny fundament dla gospodarki rynkowej - chciałbym jednak dodać, że bank centralny ma w nazwie i „narodowy” i „polski”, a jest to coś, co niewątpliwie zobowiązuje - powiedział m.in. minister finansów.

W opinii niezależnych ekspertów forsowanie takiego rozwiązania jest najgorszym z możliwych rozwiązaniem na krótką metę. Polska, zmierzając w tę stronę, zaczyna tak naprawdę być krajem trzeciego świata i miejmy tego świadomość, że Polska robi rzecz, której w normalnych, cywilizowanych krajach się nie robi. Nie dodrukowuje się pustego pieniądza - twierdzi Rafał Antczak z Niezależnego Centrum Analiz Społeczno – Ekonomicznych.

Prognozuje on, że w takiej sytuacji możemy zapomnieć o realnej reformie finansów publicznych. W najbliższej perspektywie czeka nas kolejny, sfastrygowany doraźnie dla potrzeb puchnącego deficytu budżet. W dalszej perspektywie może to oznaczać opóźnienie naszego wejścia do strefy euro. Także lata 2007, 2008 mogą się okazać nierealne.

20:00