Czujniki w kopalni "Wujek-Ruch Śląsk", gdzie tydzień temu doszło do katastrofy, były prawidłowo zamontowane. To wstępne wyniki pierwszej części wizji lokalnej w miejscu wypadku. Specjaliści wraz z prokuratorami spędzili na dole około ośmiu godzin. Wizja zakończyła się nad ranem.

To, co zostało po wybuchu 1000 metrów pod ziemią, oglądało około 30 osób, w tym dwóch prokuratorów.

Podczas kontroli nie stwierdziliśmy przypadków nieprawidłowo zabudowanych czujników - powiedział tuż po wyjeździe na powierzchnię szef Okręgowego Urzędu Górniczego w Katowicach Jerzy Kolasa. Czujniki były zabudowane w taki sposób, jak przewidywały karty zabudowy, i wszelkiego rodzaju spekulacje, że one w lutnich innych były, są nieprawdziwe - zaznaczył. W rozmowie z naszych reporterem Marcinem Buczkiem dodał, że teraz wszystkie czujniki będą sprawdzone.

Wizja lokalna potwierdziła także wersję, że metan nie tylko się zapalił, ale także wybuchł. Świadczą o tym znalezione tam m.in. zniszczone górnicze kaski, spalone izolacje kabli elektrycznych, a przede wszystkim zniszczone specjalne tamy przeciwwybuchowe. To one także zatrzymały podmuch, dzięki czemu nie przedarł się on dalej. Wybuch metanu nie uszkodził natomiast podziemnych górniczych urządzeń.

To nie koniec wizji lokalnych. Jeszcze dziś pod ziemię zjadą kolejne grupy ekspertów. Posłuchaj relacji reportera RMF FM Marcina Buczka:

W siemianowickim Centrum Leczenia Oparzeń przebywa 23 górników. Pozostałych 7 rannych przebywa w innych szpitalach. W wyniku piątkowej katastrofy zginęło 17 osób.