Około 30 policjantów stanęło na schodach budynku Katowickiego Holdingu Węglowego. Funkcjonariusze odepchnęli demonstrantów, którzy próbowali wtargnąć do środka. Pozostałą grupę górników otoczyli. 2 tysiące osób walczyło o przyszłość kopalni Kazimierz-Juliusz.

Przy dźwięku werbli i trąbek około 2 tysiąc osób przemaszerowało ulicami Katowic w obronie kopalni. Górnicza manifestacja przeniosła się z Sosnowca do stolicy województwa.

Policja broniła wejścia do budynku Katowickiego Holdingu Węglowego. Protestujący pod siedzibą Holdingu spalili koszulkę z napisem "Policja", rzucali też plastikowymi butelkami z wodą w kierunku budynku. Krzyczeli: "Złodzieje! Chcemy wypłaty!". 

Niedaleko budynku stały dwie karetki. Kilka osób potrzebowało pomocy lekarzy. Dwie osoby zostały zatrzymane. Policja użyła gazu łzawiącego i strzelała gumowymi kulami.

Do samego końca pozostała przed budynkiem Holdingu grupa kilkudziesięciu osób. Protestujący chcieli, żeby wyszedł do nich prezes Holdingu, ale tak się nie stało. Oprócz kilku agresywnych manifestantów byli ludzie, którzy po prostu chcieli dowiedzieć się co z ich wypłatami. Były też kobiety, niektóre z dziećmi.

My tylko chcemy się zapytać gdzie są nasze pieniądze? Gdzie jest nasza druga część wypłaty? Ja z pierwszej części zapłaciłam rachunki, a z drugiej? Ja nie mam za co żyć... - mówiła jedna z protestujących kobiet.

Najważniejsza sprawa to zatrudnienie w innych kopalniach. Górnicy mają to zapewnione, ale bez uprawnień, które wypracowali przed 20, czasami 30 lat pracy i dlatego - jak mówią - dziś maszerowali.

(acz)