Około 200 osób wzięło udział w białym marszu w Łodzi. To forma milczącego protestu przeciwko pijanym kierowcom. Spotkanie zorganizowali rodzice 15-letniego Łukasza, który tydzień temu zginął w wypadku na ul. Łagiewnickiej.

Marsz zorganizowała rodzina chłopca, koledzy, sąsiedzi oraz uczniowie i nauczyciele z gimnazjum nr 10, do którego chodził Łukasz. Wzięli w nim także udział uczniowie innych szkół. Uczestnicy marszu protestowali w ten sposób przeciwko pijanym kierowcom, którzy niosą śmierć na polskich drogach.

Na czele marszu, który ruszył z placu Wolności, szli rodzice chłopca niosący jego portret i wiceprezydent Łodzi Włodzimierz Tomaszewski. Uczestnicy marszu nieśli transparenty: "Dożywocie dla mordercy Łukasza", "Pijany kierowca = morderca = śmierć". Wielu niosło też zapalone znicze.

Uczestnicy marszu w milczeniu przeszli pod Łódzki Urząd Wojewódzki, gdzie rodzice zabitego chłopca wręczyli przedstawicielowi wojewody petycję do rządu, w której domagają się działań zmierzających do zaostrzenia kar dla pijanych kierowców i rządowego programu walki z pijanymi na drogach.

W petycji domagają się m.in. dożywotniego zakazu prowadzenia pojazdów mechanicznych dla nietrzeźwych kierujących, przepadku samochodu, wysokich kar grzywny i zobowiązania pijanych sprawców wypadku do pokrycie kosztów leczenia poszkodowanych.

Do tragedii doszło 2 listopada. Na skrzyżowaniu ulic Łagiewnickiej i Dolnej prowadzony przez 29-latka fiat tempra uderzył w skuter, którym jechał 15-letni Łukasz. Pomimo reanimacji nastolatek zmarł w wyniku odniesionych obrażeń. Kierujący fiatem i pasażer uciekli z miejsca zdarzenia i porzucili samochód kilka ulic dalej. Policjanci szybko zatrzymali kierowcę, którym okazał się 29-letni Kamil D. Mężczyzna miał w organizmie prawie 2,3 promila alkoholu i nie posiadał prawa jazdy. 29-latek trafił do aresztu. Grozi mu kara do 12 lat więzienia.