Ministerstwo Obrony Narodowej odcina się od tezy, że omyłkowe lądowanie tureckiego samolotu pasażerskiego na lotnisku w Krzesinach było testem systemu kontroli powietrznej Polski. Sugerował to w rozmowie z RMF były szef lotniska wojskowego w Powidzu płk Tadeusz Mikutel.

Rzecznik resortu tłumaczy, że wypowiedź pułkownika została źle zrozumiana. To były nic nie znaczące spekulacje – mówi Piotr Paszkowski. Pułkownik w luźnej rozmowie z dziennikarzami spekulując odnośnie kategorii takich przypadków mówił, że być może do takich przypadkowych lądowań dochodzi właśnie w momencie, kiedy jest testowany system kontroli powietrznej danego kraju - podkreśla rzecznik.

MON wszczął jednak postępowanie w sprawie pomyłki pilota tureckiej maszyny. Wstępna ocena jest taka, że polska obrona lotnicza zareagowała prawidłowo i wszystko przebiegło zgodnie z procedurami.

Można odnieść wrażenie, że resort obrony bagatelizuje całe zajście. Ministerstwo podkreśla, że do takich omyłkowych lądowań dochodzi nawet w USA. Tematu by nie było, gdyby nie kontekst walki z terroryzmem. Problem w tym, że terroryzm to ostatnio bardzo realne zagrożenie na świecie.

Co dla terrorystów może więc oznaczać informacja, że na lotnisku wojskowym w Polsce można bez problemu omyłkowo wylądować? Jeśli są jakieś grupy terrorystyczne, które mogą rozważać ataki na terytorium Polski, to wszelkie tego typu incydenty są dla nich dodatkową skarbnicą informacji - uważa były wiceminister obrony Stanisław Koziej.

Resort obrony twierdzi, że błąd popełniła pani pilot tureckiej maszyny. Innego zdania jest natomiast właściciel samolotu. - To nie nasz pilot popełnił błąd. Powodem pomyłki było niewłaściwe prowadzenie samolotu przez wieżę kontrolną poznańskiego lotniska „Ławica”" – tak brzmi oświadczenie tureckich linii lotniczych SKY Airlines.