Będzie wewnętrzna kontrola w Biurze Ochrony Rządu po wczorajszej kolizji przed Belwederem z udziałem prezydenckiej limuzyny - dowiedział się reporter RMF FM. Policji na razie nie udało się ustalić, kto zawinił, a wyjaśnianie sprawy potrwa kilka dni.

Do rozstrzygnięcia są dwie kwestie - dotyczące tego, czy funkcjonariusz, który prowadził prezydencką limuzynę złamał przepisy i dopuścił się wykroczenia w ruchu drogowym. O wiele poważniejsza jest jednak sprawa prawidłowości ochrony głowy państwa. Wewnętrzne postępowanie ma wyjaśnić, czy funkcjonariusze BOR naruszyli reguły ochraniania najważniejszych osób w państwie. Czy konwój był dobrze przygotowany, jak była realizowana eskorta i jak wyglądało zabezpieczenie przejazdu. To wszystko będzie badane, bez względu na to, czy kierowca ponosi czy nie winę za kolizję. Na razie trwa ustalanie wszystkich szczegółów zdarzenia. BOR ma już zapis kamer monitoringu z przejazdu kolumny.  

Najwcześniej za kilka dni dowiemy się, kto ponosi odpowiedzialność za kolizję samochodu osobowego z limuzyną, którą jechał prezydent. Sprawa wczorajszego zderzenia przed Belwederem trafiła do sekcji wykroczeń stołecznej drogówki.

Policja sprawdza, czy doszło do wymuszenia, czy może mercedes, kierowany przez funkcjonariusza BOR, którym jechał Bronisław Komorowski prawidłowo zmieniał pas.

Reporter RMF FM rozmawiał z kobietą, która uderzyła swym samochodem w prezydencką limuzynę. Opowiadała, że mercedes wyprzedził ją pasem do skrętu w prawo. Zajechał drogę, zatrzymał się i próbował skręcić w lewo, w bramę Belwederu. Nie zdołała się zatrzymać, mimo że dopiero ruszała spod świateł.

Według niej, samochody nie miały kogutów świadczących o tym, że są uprzywilejowane.

Po dwóch godzinach na mrozie kobietę z dzieckiem zaproszono do Belwederu na herbatę.