Szykuje się koalicyjna wojna o norki. Jak dowiedział się reporter RMF FM Grzegorz Kwolek, ministerstwo środowisko, którym rządzi od niedawna Maciej Grabowski, chce zakazać hodowli tych zwierząt futerkowych. Przeciwny jest resort rolnictwa i oczywiście - hodowcy.

Norka amerykańska i jenot właśnie znalazły się w projekcie nowej listy gatunków inwazyjnych, czyli takich, które są obce dla naszego środowiska i w razie uwolnienia mogą zagrozić rodzimym gatunkom flory i fauny.

To oznacza likwidację wszystkich ferm, a pięćdziesiąt tysięcy ludzi straci pracę przekonuje Szczepan Wójcik z Polskiego Związku Hodowców i Zwierząt Futerkowych. To jest ok. 10 tys. ludzi zatrudnionych bezpośrednio na fermach i kolejnych 40 tysięcy tych, którzy z tej branży żyją - mówi w rozmowie z RMF FM.

Takie zakazy do tej pory wprowadziły jedynie Chorwacja, Holandia, Austria i Wielka Brytania, czyli kraje, które futer produkowały niewiele. Polska jest drugim, po Danii, producentem w Europie.

Hodowcy mają po swojej stronie ministra rolnictwa, który chce wykreślenia norki i jenota z listy, albo zapisu, że chodzi o zwierzęta poza hodowlą. Na razie lista nie jest ostateczna - trwają konsultacje między resortami.

Grzegorz Kwolek: Projekt ministra środowiska przewiduje, że norka amerykańska i jenot trafią na listę gatunków inwazyjnych. Co to oznacza dla branży?

Szczepan Wójcik z Polskiego Związku Hodowców i Zwierząt Futerkowych: Jest to tak naprawdę zamknięcie całej branży. Uznanie norki amerykańskiej i jenota za gatunek inwazyjny będzie skutkowało likwidacją wszystkich ferm w Polsce. Nie będzie już można uzyskać nowych pozwoleń na budowę, a wszystkie fermy trzeba będzie zamknąć.

Przekładając to na los ludzki i na pieniądze - ile pieniędzy możemy stracić przez to i ile osób może stracić pracę?

Branża hodowców zwierząt futerkowych to jest około 10 tysięcy osób zatrudnionych na fermach i 40 tysięcy, które z tej branży żyją. Jest to 400 milionów euro, które my jako hodowcy wydajemy na budowę gospodarstw rolnych, na tworzenie nowych miejsc pracy. Tych pieniędzy nie będzie. Oprócz pieniędzy ważna jest ochrona środowiska przez hodowlę zwierząt futerkowych. To utylizacja produktów ubocznych pochodzenia zwierzęcego, których jest około 400 tysięcy ton każdego roku, to pozostałości po wyrobach wędlin i podobnych produktów, my przerabiamy na paszę dla zwierząt, wpływając jednocześnie na obniżenie ceny produktu końcowego na półkach.

Czy norka amerykańska i jenot nie są gatunkami obcymi dla środowiska? Mogą stanowić zagrożenia dla ekosystemu?

Tutaj należałoby rozgraniczyć dwie norki - amerykańską wolno żyjącą i hodowlaną. Norka amerykańska wolno żyjąca jest to gatunek wprowadzony za czasów Związku Radzieckiego przez Rosjan, żeby zaaklimatyzowały się na terenach wiejskich, leśnych. Natomiast norka amerykańska, fermowa, która jest od lat 90. hodowana w klatkach to jest zupełnie inna norka. Ma inne ubarwienie, jest dużo większa. To jest inne zwierzę. Nawet gdyby się wydostała, choć w interesie żadnego hodowcy nie jest, żeby uciekała, ale gdyby się wydostała, to zwierzę nie jest w stanie przeżyć dłużej niż dwa, trzy dni. To zwierzę nie umie polować, ono dostaje karmę w postaci zmielonej, wysoko skoncentrowanej.

A kontekst ekologiczny? Cała Europa podobno odchodzi od tego typu hodowli.

To jest nieprawda. Takie kraje jak Anglia czy Chorwacja, o których się często mówi - u nich nie było wielu ferm. Dwie, trzy - zlikwidowanie tylu ferm nie stanowi problemu dla gospodarki kraju. Często się mówi o Holandii, że tam zabroniono hodowli. Tak naprawdę to nie jest tam duża gałąź rolnictwa. Polska, przy słabej jakości glebach, w momencie kiedy się wciąż rozwijamy, nie może sobie pozwolić, żeby jakąś gałąź zamykać. Poza tym w Polsce 50 tysięcy ludzi jest związanych z branżą, jest ponad 750 ferm. W Holandii tych ferm było 170. W związku z tym różnica jest bardzo duża. Holandia mogła sobie na to pozwolić, Polska nie.

(mpw)