36-letni pasażer, który zginął w katastrofie awionetki w Łódzkiem, wylosował, że poleci jako pierwszy. Później do samolotu miał wsiąść jego kolega. Maszyna rozbiła się w niedzielę zaraz po starcie z lotniska na Górze Kamieńsk.

Na miejscu tragicznego wypadku przez cały poniedziałek pracowali eksperci Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Biegli zbierali dowody, które pomogą w ustaleniu przyczyn katastrofy. W wypadku zginęli 71-letni instruktor i 36-letni pasażer samolotu.

Dwaj mężczyźni - 36-latek i jego kolega - przyjechali w niedzielę na lotnisko na Górze Kamieńsk, by uczyć się pilotażu. O tym, kto jako pierwszy poleci z instruktorem, zdecydował przypadek. Drogą losowania tak naprawdę ten, który zginął, poleciał jako pierwszy - powiedziała dziennikarzowi RMF FM Aneta Komorowska z policji z Radomsku. Na razie nie można sprecyzować przyczyny wypadku. Na razie wiadomo, że samolot należał do jednego z mężczyzn. Kolega mężczyzny (tego, który zginął) został już wstępnie przesłuchany - dodała rzeczniczka.

Wypadek zgłosił pracownik lotniska

Awionetka rozbiła się w niedzielę około godziny 19. Wypadek zgłosił pracownik lotniska na Górze Kamieńsk. Niedługo po starcie samolot zniknął z jego pola widzenia, później słychać było huk.

Policjanci i strażacy odnaleźli wrak dopiero po godzinie od otrzymania zgłoszenia, bo maszyna spadła w terenie zalesionym.

Samoloty tego typu, startujące i lądujące na Górze Kamieńsk, latają na niskich pułapach, dlatego nie muszą być specjalnie zgłaszane. Nie są bowiem traktowane jak normalny ruch lotniczy.