W polskim prawie nie ma słowa plagiat – twierdzi prof. Aldona Kamela-Sowińska drugi raz przyłapana na plagiacie. Była minister skarbu, rektor prywatnej poznańskiej uczelni, wkleiła do wstępu jednej z książek teksty wzięte ze stron internetowych. Kamela-Sowińska ma już proces z mieszkańcem Krakowa, którego fragment tekstu wykorzystała do wstępu książki o etyce w biznesie.

We wstępie do książki o społeczeństwie informacyjnych Kamela-Sowińska napisała cztery zdania. Reszta tekstu pochodzi z różnych stron internetowych, m.in. w Wikipedii, która pozwala kopiować swoje treści pod warunkiem podania źródła. W tekście autorstwa byłej minister nie ma cytatów. Autorka twierdzi, że przedstawia ogólnie dostępną wiedzę i nie widzi w tym nic złego. Kiedyś pisałam o Indonezji i też brałam z różnych źródeł informację nie podając źródeł – przyznaje profesor Kamela-Sowińska. Jej zdaniem w polskim prawie nie istnieje kategoria plagiatu, a jedynie naruszenia praw autorskich. Kopiowanie ogólnie dostępnych informacji takim plagiatem nie jest.

Sprawa wypłynęła dzięki pracy dr Marka Wrońskiego współpracującego z „Forum Akademickim”. Naukowiec tropi plagiaty. To on powiadomił o sprawie poznańską redakcję "Gazety Wyborczej". Kamela-Sowińska przeprasza, choć nie widzi w swoim postępowaniu nic złego i zapowiada zorganizowanie panelu dyskusyjnego na temat plagiatu na własnym przykładzie.