Kandydat opozycji na prezydenta Ukrainy Wiktor Juszczenko nie jest pewien czy niedzielna powtórka drugiej tury wyborów prezydenckich będzie uczciwa i demokratyczna. Według niego, władze mają dwa scenariusze zerwania wyborów.

Po pierwsze może dojść do zamieszek sprowokowanych przez zwolenników jego rywala Wiktora Janukowycza. Po drugie Sąd Konstytucyjny może uznać za niezgodne z ustawą zasadniczą poprawki do ordynacji wyborczej wprowadzone przez parlament w celu niedopuszczenia do fałszerstw wyborczych.

Dziś, w ostatnim dniu kampanii wyborczej, tysiące zwolenników nie tylko Juszczenki, ale także Janukowycza, wyszło na ulice Kijowa. Zwolennicy urzędującego premiera nieśli rosyjskie prawosławne ikony, a także plakaty z anty-zachodnimi napisami, takimi jak "NATO i Unia Europejska równa się gospodarcze i duchowe niewolnictwo dla Ukrainy".

Kończąc kampanię sztab Janukowycza próbował powtórzyć sukces Majdanu. Na Placu Sławy ustawiono scenę, ale przyszło nie więcej niż kilka tysięcy osób z błękitnymi proporcami. Przyszli również zwolennicy Juszczenki, ale są również tacy, którzy przypięli niebieskie i pomarańczowe wstążki. Ukraina jest jedna, to nie istotne, kto wygra wybory – mówi coraz więcej osób. Wydaje się, że ludzie są już zmęczeni trwającą de facto od października polityczną batalią.

Na wieczór lider opozycji Wiktor Juszczenko zaplanował telewizyjne wystąpienie. Jego rywal Wiktor Janukowycz przemawiał już wczoraj, a dziś zabiega o głosy w mało przyjaznym dla siebie terenie, czyli na zachodzie kraju. O wschód nie musi się martwić. Tam ma znacznie większe poparcie niż Juszczenko.

W trakcie "pomarańczowej rewolucji" pojawiały się nawet głosy, że Donbas będzie dążył do secesji. Specjalny wysłannik RMF na Ukrainę Przemysław Marzec przekonał się jednak, że wielu ludzi na wschodzie Ukrainy nie chce podziału kraju:

Nad przebiegiem ukraińskiego głosowania ma czuwać ponad 12 tysięcy obserwatorów. Najwięcej, bo blisko trzy tysiące, przyjedzie z Polski. Z jednym z obserwatorów z naszego kraju rozmawiał w Kijowie Przemysław Marzec:

Podczas sfałszowanej drugiej tury wyborów na Ukrainie przebywało około 5 tysięcy obserwatorów. Tym razem będzie ich nie tylko więcej, ale będą mieli również większe uprawnienia, w tym dostęp do punktów wyborczych.